sobota, 24 maja 2014

Rozdział 7, czyli zgadnijcie czego się dzisiaj nauczyłam.


Witajcie!
Po tak długiej nieobecności, przychodzę z nowym rozdziałem. Przepraszam, że tak długo się nie odzywałam, ale po prostu się nie wyrobiłam. Mam nadzieję, że nie znudziło Wam się czekanie i nie odeszliście. Rozdział 8 postaram się wstawić jak najszybciej, ale niczego nie obiecuję. Nie przedłużając zapraszam do czytania i komentowania.
Aha, jeszcze jedno. Chciałam zadedykować ten rozdział wszystkim, którzy to czytają. Dzięki Wam ta historia jeszcze żyje ;)
Pozdrawiam,
Wasza Gabi.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Pierwszy raz od bardzo dawna dzisiejszej nocy przesypiam prawie 9 godzin bez żadnej pobudki. Nawet nie mam koszmaru. Moim jedynym koszmarem staje się budzik, który rozdzwania się nagle wyrywając mnie z kamiennego snu. Przewracam się na bok z zamiarem rzucenia nim o ścianę, ale w przypływie świadomości (tak wyobraźcie sobie, że ja też takie czasem posiadam) przypominam sobie, że przecież nie mam budzika. Otwieram oczy i z zaskoczeniem zauważam, że na moim nocnym stoliku leży komórka. I to nie byle jaka komórka. To mój przepiękny samsung. Zabrali mi go pierwszego dnia i teraz, postanowili oddać. Z czułością przytulam telefon do piersi, nawet nie wyłączając budzika. Wreszcie, gdy już się nacieszę obecnością mojego skarbka, wyłączam okropny dźwięk, odkładam go na szafkę nocną i podnoszę się, a raczej próbuję, ponieważ wszystkie mięśnie odmawiają mi posłuszeństwa po wczorajszym treningu. Krzywiąc się wstaję i idę do łazienki, aby rozluźnić spięte mięśnie. Przechodząc spoglądam w lustro. Na twarzy nie ma śladu po wczorajszych siniakach. Wzdycham z ulgą. Zaczynałam się już niepokoić. Gdy po umyciu się wychodzę z łazienki, owinięta ręcznikiem, zauważam, że szafa stojąca w pokoju jest otwarta, a w nie leży stos poskładanych ubrań. Podchodzę bliżej. Na półce leży kartka.
"Przyniosłem, żebyś mnie przypadkiem nie zabiła. Chase"
Uśmiecham się. Biorę pierwszą z brzegu koszulkę i wczorajsze dżinsy. Przyglądam się ubraniom, które trzymam w dłoni i zauważam, że nie przyniósł bielizny. A już myślałam, że zaczyna stawać się porządny... Wtem słyszę pukanie do drzwi.
 -To ja!-woła głos Chase'a zza drzwi.-Wchodzę.
 -Zaczekaj. Jestem nieubrana.-mówię w pośpiechu zakładając nowe ubrania.
 -Ooooo, to chętnie wejdę-oznajmia.
 -Chyba ci coś padło na mózg-mówię z politowaniem, zakładając bluzkę. Wyobrażam sobie, jak szczerzy się od ucha do ucha pokazując białe uzębienie.-Dobra, wchodź-mówię.
Natychmiast otwiera drzwi i mierzy mnie spojrzeniem. Gdy widzi, że stoję w pełnym rynsztunku na środku pokoju mina natychmiast mu rzednie.
 -Coś tak posmutniał?-pytam niewinnie.-Coś się stało?
 -Ja? Wydaje ci się-mówi przywołując na twarz promienny uśmiech.-Nie masz mi nic do powiedzenia?
 -Nie. Nie przypominam sobie.
 -A podziękować mi za ubrania, to co, pies?
 -Aha... Więc, taki z ciebie miłosierny samarytanin? A co z bezinteresownością? Zresztą, chyba o czymś zapomniałeś-mówię znacząco, podnosząc brwi do góry.
 -Tak? O czym?-pyta wyraźnie zdziwiony.
 -A przynieść bieliznę, to już niełaska?-zaczynam się irytować.
 -Ups-mówi wzruszając ramionami, lecz widzę, jak jego policzki przybierają barwę pomidora.-To co idziemy?-pyta zmieniając temat.
 -Ale gdzie?
 -Najpierw na śniadanie, a potem do szkoły-na widok mojej miny zaczyna się śmiać. Jemu naprawdę coś musiało paść na mózg, aż się prosi, żeby wstawić mu kilka klepek mocnym kopniakiem, wymierzonym wprost w tą wyszczerzoną gębę.
Z ociąganiem wlokę się do wyjścia.
 -Dawaj, dawaj. Chyba nie chcesz się spóźnić, co?-mówi Chase z ironicznym uśmieszkiem błąkającym się po ustach. Chyba, jednak mu dzisiaj przyłożę. Wychodzę i kieruję się w prawo (tak, już pamiętam jak tam dojść). Kiedy dochodzimy do stołówki, witamy się z wszystkimi i siadamy na naszych zwyczajowych miejscach. Oczywiście, Chase proponuje, że przyniesie mi jedzenie. Zgadzam się, a jakby na potwierdzenie moich słów burczy mi w brzuchu. Chłopak spogląda w dół, ale nie komentuje tego Przy śniadaniu rozmawiam z każdym po trochu. Nic wartego opisania, raczej, się nie wydarzyło. Wreszcie nadszedł ten moment. Muszę zebrać się w sobie, wstać i wybrać się do (o zgrozo) szkoły. Wszyscy będą starsi, o co najmniej rok. Uspokaja mnie trochę to, że Chase też tam chodzi. Przynajmniej nie będę sama. W tej chwili przypominam sobie, że coś mi nie grało, tej nocy, gdy wylądowałam w karetce. Już wiem co. Skąd Chase wiedział, którędy jechać? Już mam go o to zapytać, gdy słyszę jakiś dziwny szelest za nami. Wiem, wiem, jestem przewrażliwiona, ale co mogę na to poradzić? Lata spędzone w laboratoriach same z siebie mi nie przejdą. Staję. Oglądam się za siebie, ale nikogo za nami nie ma. Pod drzewem coś się rusza. To... wiewiórka. Chyba powinnam zacząć się leczyć. Wzdycham z ulgą i, nie zwracając uwagi na pełne zdumienia spojrzenie Chase'a, ruszam dalej. Wydaje mi się, że wzrusza ramionami i nic nie mówiąc podąża obok mnie. Nie rozmawiamy ze sobą. Nie ma o czym. Zresztą, jestem pogrążona we własnym świecie. W przeszłości. Chorej przeszłości. Próbuję przypomnieć sobie coś z tamtej jazdy. Wtedy, gdy Greg mi to opowiadał zalała mnie wizja, której teraz nie mogę przywołać. Czy ja naprawdę to zrobiłam? Zabiłam własną rodzinę? Czuję ukłucie w piersi i, znaną mi od kilku dni, pustkę. Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. O co w tym wszystkim chodzi?
Z rozmyślań, brutalnie wyrywa mnie złośliwy korzeń, który wyrasta znikąd pod moimi nogami. Oczywiście, jak wielka ciapa, wywracam się i podpieram rękami, zdzierając z nich skórę. Chase stoi z boku i milczy, ale widzę, że powstrzymuje się od komentarza.
 -Nic nie mów-ostrzegam otrzepując spodnie.
 -Nie śmiałbym-odpowiada z niewinnym uśmiechem.
Spoglądam na swoje ręce. Rany zasklepiają się na moich oczach. Idziemy dalej, aż wreszcie przed nami ukazuje się amfiteatr. Wchodzimy do środka, po czym chłopak kieruje się w stronę prowizorycznej sali lekcyjnej. Siadamy na krzesłach ustawionych przed wielką mównicą.
 -Pierwsza będzie Sztuka wojenna. Prowadzi ją Fugunaga Atasuke. Jest, jakby to powiedzieć... specyficzny-objaśnia mi Chase.
 -Jak to, specyficzny?-pytam zaciekawiona.
 -Zobaczysz...-odpowiada.
Odwracam głowę w prawo Na krześle obok mnie pojawia się niziutki Japończyk ubrany w tradycyjne kimono. 
 -Czyżby nowa uczennica?-pyta, cichym, schrypniętym i dość wysokim głosem.
 -Sensei, przedstawiam Rebekę. Od dziś będzie się z nami uczyć-mówi Chase uroczystym głosem wstając. Idąc za jego śladem, również się podnoszę. Nauczyciel patrzy na mnie spod przymrużonych powiek.
 -Miło mi poznać-mówię.
 -Mnie również-odpowiada, po czym odwraca się i odchodzi w stronę mównicy.
 -Witam wszystkich obecnych-mówi stojąc na podwyższeniu.-Dzisiaj zajmiemy się pierwszą zasadą Sztuki wojny według Sun Zi-nauczyciel napisał na tablicy
"1. Zasada działania zgodnie z planem.
Przed przystąpieniem do działania, należy starannie przeanalizować sytuację i przygotować plan. Działanie można podjąć tylko wtedy, gdy sukces jest pewny."
-Jak to rozumiecie?
Niepewnie podnoszę rękę.
 -Proszę, mów Rebeko.
 -Myślę, że autor miał na myśli uświadomienie nam, że atak nieplanowany i nierozpatrzony wcześniej jest bezsensowny. Jeżeli nie jesteś pewien, czy atak jest dobrze przemyślany i czy się powiedzie, nie atakuj-wyjaśniam.
 -Świetna interpretacja. Dziękuję. Ktoś ma jeszcze jakiś pomysł?-pyta nauczyciel.-Nie, no cóż...
Później zaczyna długi wywód na temat dobrze opracowanej strategii, ale nie mam zamiaru całego go opisywać, bo szczerze się przyznam, że nie do końca słuchałam. W końcu nauczyciel mówi.
 -Dobrze. To koniec na dziś-wszyscy zaczęli się zbierać do wyjścia, gdy Fugunaga dodał-Mam dla was zadanie domowe. Dobierzcie się w pary,  a później zaplanujcie ataki. Mają być skuteczne i zaskakujące..Za tydzień zmierzycie się w drużynach. Zobaczymy, kto okaże się lepszym strategiem. Do widzenia
Mrugam, a on znika. Tia... jest, specyficzny i to bardzo...
 -Rebeko, zostaniesz moją partnerką?-pyta Chase.
 -Nikogo innego tu nie znam, więc chyba nie mam wyjścia-odpowiadam.
 -Czy sugerujesz, że jeżeli miałabyś większy wybór, odrzuciłabyś mnie?-pyta ze smutną miną.
 -No co ty. Nie śmiałabym-śmieję się.-To co teraz?
 -Trening Ciosów Poniżej Pasa, w skrócie JWKWJ.
 -JWKWJ?
 -Jak walnąć kogoś w jaja-mówi poważnie, ale widzę, że powstrzymuje się od śmiechu.-To co? Idziemy?
 -Tak, jasne.
Przechodzimy na arenę. Rozglądam się dookoła. W sali dostrzegam kilka osób z poprzednich zajęć. Jedyną, którą poznaję jest Carlos. Zaraz, Carlos? Nie spodziewałam się go tu.
 -Co on tu robi?-pytam Chase'a.
 -Kto?-rozgląda się po sali.-Carlos? Prowadzi zajęcia-widzę, że chłopak nie jest zachwycony tym faktem.
Po, moich plecach przebiega nieprzyjemny dreszcz. Mężczyzna dostrzega mnie i patrzy przez chwilę, a potem jego twarz przybiera drapieżny wyraz.
 -Że co?
 -Prowadzi zajęcia. Spokojnie. Nie będzie tak źle-próbuję uwierzyć w jego słowa.
Carlos rusza w naszą stronę. Podświadomie kulę się w sobie. Czyżbym się go bała? JA? Uświadamiam sobie, że to prawda. Boję się go.
 -Witam. Któż to do nas zawitał?-Carlos podchodzi do nas z uśmiechem. Nie jest to miły uśmiech.
 -Carlos? Czyżbyś miał jakąś nieudaną operację plastyczną, czy twoja twarz zawsze wyglądała jak krowi placek?-odzywa się Chase na powitanie.
 -Oj. Nie bądź niemiły-odpowiada Carlos cmokając z naganą.-Czy my się już skądś znamy?-pyta zwracając się do mnie.
 -Tia... Przystawiałeś jej nóż do pleców. Już nie pamiętasz?-odpowiada za mnie Chase.
 -Ale, panienka chyba umie mówić, prawda? Zresztą, już pamiętam. Przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie. Byłem... niekulturalny-nie wierzę w ani jedno jego słowo. Widzę w jego spojrzeniu, że kłamie.
 -Nic się nie stało-odpowiadam jednak, ze sztucznym uśmiechem.
 -To dobrze-wychodzi na środek sali i klaska w dłonie.-Proszę o uwagę. jak wiecie są to zajęcia, na których uczymy się zadawać jak najbardziej niespodziewane ciosy. Dzisiaj zajmiemy się pracą z nożem, ale najpierw chcę wam przedstawić nową uczennicę. Chodź tu Rebeko-woła mnie. Patrzę, na Chase'a, który stoi za mną, ale nie widzi tego. Spogląda wrogo na Carlosa.
 -No chodź. Nie wstydź się-przywołuje mnie nauczyciel.
Wychodzę na środek sali. Wszystkie spojrzenia zwracają się w moją stronę. Carlos kładzie mi ręce na ramionach.
 -Przedstawiam wam Rebekę. Będzie się z nami od dziś uczyć. Jest siostrzenicą Travissa i, przy okazji, odmieńcem-próbuję się odwrócić, ale ściska moje ramiona. O co tu chodzi?
 -Lekcja pierwsza i druga. Nie daj się zaskoczyć i nie daj zajść się za plecy-zaczynam się szarpać, ale to nic nie daje. Widzę, że Chase próbuje do mnie podbiec. Co się dzieje? Widzę błysk czegoś ostrego. Aha, już wiem, co się dzieje. Zamykam oczy i przygotowuję się na ból, który za chwilę nadchodzi. Z moich ust wydobywa się cichy jęk. Widownia wzdycha.
 -Co ty kurna odwalasz?!-wrzeszczy Chase, podbiegając do mnie.
 -Uczę-mówi Carlos niewinnie, a ten drugi podchodzi do niego w szale wściekłości, daje mu w twarz prawym sierpowym. Carlos jest chyba zbyt zaskoczony, by coś powiedzieć. Łapię, za rękojeść tego cholernego noża i wyciągam go z nogi. Co oni mają z tymi nożami? Czy ja naprawdę wyglądam jak stojak na sztućce? Jeśli tak, to współczuję stojakom. To cholernie bolesne zajęcie.
 -W porządku?-pyta Chase, podchodząc.
 -Jeszcze nie straciłam dziś przytomności. To jakiś postęp-odpowiadam przez zęby próbując nie krzywić się z bólu.
Wokół nas zbiera się tłum ludzi.
 -Nic ci nie jest?
 -W porządku?
 -Może po kogoś zadzwonię?
Słyszę ze wszystkich stron. Zasklepiam ranę. Nie odzywam się. Chase wszystkim objaśnia, jak wygląda sytuacja.
Nagle przez tłum przedziera się Carlos.
 -Wynocha! Widzimy się jutro na zajęciach i tam mnie popamiętacie, a teraz wypad!-krzyczy. Razem z Chasem wychodzimy. I tak sobie nagrabiliśmy. Zmierzamy ku mojemu domkowi. Wchodzę na ganek.
 -Wejdziesz?-pytam chłopaka.
 -Jasne-odpowiada, chyba lekko zaskoczony.
Wchodzimy. Zapraszam go do salonu i sadzam na fotelu, po czym siadam na przeciwko niego na kanapie.
 -Zaproponujesz mi coś do picia?-pyta uśmiechając się złośliwie.
 -Hmmm... Jasne. Chcesz coś do picia?-kiwa głową.-To idź i sobie weź-wytykam mu język, ale wstaję i robię nam herbatę. Za chwilę zauważam, że chłopak stoi za mną.
 -Nawet nie próbuj, bo pożałujesz-ostrzegam nie odwracając się.
 -Nie wiem o co ci chodzi-mówi z niewinną miną. Chodzi mi oczywiście o łaskotki.
 -Oj, wiesz, wiesz. Nie udawaj-podnoszę herbaty i odwracam się, żeby wyjść z kuchni, ale chłopak staje mi na drodze.
 -W porządku?-pyta z troską. "Nie, nic nie jest w porządku".
 -Tak-spuszczam głowę, żeby nie widział łez w moich oczach. Łapie mój podbródek i zmusza, żebym spojrzała mu w oczy.
 -Co jest?-drąży.
 -Nic-wyszarpuję podbródek, wymijam go i kieruję się do pokoju. Podąża za mną w milczeniu, ale wiem, że jeszcze nie odpuścił.
 Siada koło mnie na kanapie. Pijemy nic nie mówiąc.
 -To przez Carlosa?-pyta w końcu.
Po części ma rację, ale nie chce mu tego mówić. Jeszcze mu nie ufam. Zresztą, nie chcę nikomu ufać.
 -Nic mi nie jest!-podnoszę głos zirytowana.-Masz coś ze słuchem, czy jesteś, uparty?!
 -Dobra, dobra. Nie wkurzaj się już-podnosi ręce w geście kapitulacji.-Jak noga?
 -W porządku-podnoszę zakrwawioną nogawkę. Na nodze widnieje lekkie zadrapanie.
Widzę, że Chase jest zdenerwowany.
 -Spokojnie. Nic mi nie zrobił-uspokajam go.
 -Ale mógł. Zabiję sukinsyna!-podnosi głos.
Dlaczego się tak zdenerwował. Czyżby się o mnie troszczył?
 -Nie martw się-mówię, uspokajającym tonem.-Zresztą, myślisz, że sama się nie zemszczę?-podnoszę brwi do góry.
 -Co masz na myśli?-pyta zaciekawiony. Opowiadam mu swój plan.
 -Zgoda-później jeszcze chwilę rozmawiamy. Kiedy kończymy zbliża się 19.
 -To ja się zmywam-mówi Chase wstając.
Odprowadzam go do drzwi.
 -Miłych snów, Księżniczko-mówi na pożegnanie i zanim zdążę się odgryźć odchodzi. Idę do łazienki, a potem kładę się do łóżka. Mój brzuch wariuje, bo nie zjadłam kolacji (ani obiadu). Nie żałuję. Fajnie jest czasem z kimś pogadać. Tak o niczym. Uświadamiam sobie, że nawet nie przeszkadza mi obecność Chase'a. Dziwne. Zamykam oczy, choć jest jeszcze wcześnie. Muszę się wyspać. Jutro następne lekcje. Szkoła stała się moim najgorszym koszmarem. Co za ironia, nieprawdaż?

13 komentarzy:

  1. Naprawdę masz talent do pisania =) czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. WOW ten rozdział mi się podoba jak narazie najbardziej ;) Gabi chcę zobaczyć twoją książkę w sklepie!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję.
      Tia... Do pisarki mi daleko, ale może kiedyś ;). Pomarzyć każdy może...
      Pozdrawiam,
      Gabi.

      Usuń
  3. Te przekomarzanki między Chasem i Rebeką są świetne - i nieźle skonstruowane. A jakby nie było z dialogami jest z reguły największy problem. Szacun :D
    Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Większą trudność sprawiają mi opisy przyrody, a dialogi jakoś same przychodzą ;).
      Ciąg dalszy... Postaram się go wstawić już niedługo...
      Pozdrawiam,
      Gabi.

      Usuń
  4. Świetny rozdział !!!
    Z niecierpliwością czekam na następny. :)
    Twoja Z.

    PS. Mogłabyś się trochę sprężać z tym pisaniem, bo nie mam co czytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję.
      Rozdział 8 jest w praniu. Postaram się, wrzucić go jak najszybciej.

      PS. Oprócz rozdziału muszę ogarnąć, jeszcze kilka rzeczy, ale spróbuję się pospieszyć ;)
      Twoja G.

      Usuń
  5. Świetny rozdział !!!
    Już nie mogę się doczekać następnego.
    Twoja Z.

    PS. Pospiesz się, proszę, bo nie mam co czytać. Nic bowiem nie zastąpi Twojej powieści !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dwa komentarze. Trochę jak łapówka.

      PS. Przeczytaj "Niezgodna". Zajefajna książka. Pospieszam się pospieszam.
      Twoja G.

      Usuń
  6. Cześć! Bardzo ciekawa historia. Świetnie piszesz. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału...
    Ponad to podoba mi się kolorystyka strony oraz muzyka.
    Pisz dalej.
    Ściskam. C.A.M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Już wkrótce...
      Dziękuję number two ;)
      Gabi.

      Usuń
  7. Zapraszam na 2 nowe rozdziały do mnie :D
    http://kostkapisze.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń