Witajcie!
Po tak długiej nieobecności, przychodzę z nowym rozdziałem. Przepraszam, że tak długo się nie odzywałam, ale po prostu się nie wyrobiłam. Mam nadzieję, że nie znudziło Wam się czekanie i nie odeszliście. Rozdział 8 postaram się wstawić jak najszybciej, ale niczego nie obiecuję. Nie przedłużając zapraszam do czytania i komentowania.
Aha, jeszcze jedno. Chciałam zadedykować ten rozdział wszystkim, którzy to czytają. Dzięki Wam ta historia jeszcze żyje ;)
Pozdrawiam,
Wasza Gabi.
Aha, jeszcze jedno. Chciałam zadedykować ten rozdział wszystkim, którzy to czytają. Dzięki Wam ta historia jeszcze żyje ;)
Pozdrawiam,
Wasza Gabi.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Pierwszy raz od
bardzo dawna dzisiejszej nocy przesypiam prawie 9 godzin bez żadnej pobudki.
Nawet nie mam koszmaru. Moim jedynym koszmarem staje się budzik, który
rozdzwania się nagle wyrywając mnie z kamiennego snu. Przewracam się na bok z
zamiarem rzucenia nim o ścianę, ale w przypływie świadomości (tak wyobraźcie
sobie, że ja też takie czasem posiadam) przypominam sobie, że przecież nie mam
budzika. Otwieram oczy i z zaskoczeniem zauważam, że na moim nocnym stoliku
leży komórka. I to nie byle jaka komórka. To mój przepiękny samsung. Zabrali mi
go pierwszego dnia i teraz, postanowili oddać. Z czułością przytulam telefon do
piersi, nawet nie wyłączając budzika. Wreszcie, gdy już się nacieszę obecnością
mojego skarbka, wyłączam okropny dźwięk, odkładam go na szafkę nocną i podnoszę
się, a raczej próbuję, ponieważ wszystkie mięśnie odmawiają mi posłuszeństwa po
wczorajszym treningu. Krzywiąc się wstaję i idę do łazienki, aby rozluźnić
spięte mięśnie. Przechodząc spoglądam w lustro. Na twarzy nie ma śladu po
wczorajszych siniakach. Wzdycham z ulgą. Zaczynałam się już niepokoić. Gdy po
umyciu się wychodzę z łazienki, owinięta ręcznikiem, zauważam, że szafa stojąca
w pokoju jest otwarta, a w nie leży stos poskładanych ubrań. Podchodzę bliżej.
Na półce leży kartka.
"Przyniosłem,
żebyś mnie przypadkiem nie zabiła. Chase"
Uśmiecham się.
Biorę pierwszą z brzegu koszulkę i wczorajsze dżinsy. Przyglądam się ubraniom,
które trzymam w dłoni i zauważam, że nie przyniósł bielizny. A już myślałam, że
zaczyna stawać się porządny... Wtem słyszę pukanie do drzwi.
-To
ja!-woła głos Chase'a zza drzwi.-Wchodzę.
-Zaczekaj.
Jestem nieubrana.-mówię w pośpiechu zakładając nowe ubrania.
-Ooooo, to
chętnie wejdę-oznajmia.
-Chyba ci
coś padło na mózg-mówię z politowaniem, zakładając bluzkę. Wyobrażam sobie, jak
szczerzy się od ucha do ucha pokazując białe uzębienie.-Dobra, wchodź-mówię.
Natychmiast
otwiera drzwi i mierzy mnie spojrzeniem. Gdy widzi, że stoję w pełnym
rynsztunku na środku pokoju mina natychmiast mu rzednie.
-Coś tak
posmutniał?-pytam niewinnie.-Coś się stało?
-Ja?
Wydaje ci się-mówi przywołując na twarz promienny uśmiech.-Nie masz mi nic do
powiedzenia?
-Nie. Nie
przypominam sobie.
-A
podziękować mi za ubrania, to co, pies?
-Aha...
Więc, taki z ciebie miłosierny samarytanin? A co z bezinteresownością? Zresztą,
chyba o czymś zapomniałeś-mówię znacząco, podnosząc brwi do góry.
-Tak? O
czym?-pyta wyraźnie zdziwiony.
-A
przynieść bieliznę, to już niełaska?-zaczynam się irytować.
-Ups-mówi
wzruszając ramionami, lecz widzę, jak jego policzki przybierają barwę
pomidora.-To co idziemy?-pyta zmieniając temat.
-Ale
gdzie?
-Najpierw
na śniadanie, a potem do szkoły-na widok mojej miny zaczyna się śmiać. Jemu
naprawdę coś musiało paść na mózg, aż się prosi, żeby wstawić mu kilka klepek
mocnym kopniakiem, wymierzonym wprost w tą wyszczerzoną gębę.
Z ociąganiem
wlokę się do wyjścia.
-Dawaj,
dawaj. Chyba nie chcesz się spóźnić, co?-mówi Chase z ironicznym uśmieszkiem
błąkającym się po ustach. Chyba, jednak mu dzisiaj przyłożę. Wychodzę i kieruję
się w prawo (tak, już pamiętam jak tam dojść). Kiedy dochodzimy do stołówki,
witamy się z wszystkimi i siadamy na naszych zwyczajowych miejscach. Oczywiście,
Chase proponuje, że przyniesie mi jedzenie. Zgadzam się, a jakby na
potwierdzenie moich słów burczy mi w brzuchu. Chłopak spogląda w dół, ale nie
komentuje tego Przy śniadaniu rozmawiam z każdym po trochu. Nic wartego
opisania, raczej, się nie wydarzyło. Wreszcie nadszedł ten moment. Muszę zebrać
się w sobie, wstać i wybrać się do (o zgrozo) szkoły. Wszyscy będą starsi, o co
najmniej rok. Uspokaja mnie trochę to, że Chase też tam chodzi. Przynajmniej
nie będę sama. W tej chwili przypominam sobie, że coś mi nie grało, tej nocy,
gdy wylądowałam w karetce. Już wiem co. Skąd Chase wiedział, którędy jechać?
Już mam go o to zapytać, gdy słyszę jakiś dziwny szelest za nami. Wiem, wiem,
jestem przewrażliwiona, ale co mogę na to poradzić? Lata spędzone w
laboratoriach same z siebie mi nie przejdą. Staję. Oglądam się za siebie, ale
nikogo za nami nie ma. Pod drzewem coś się rusza. To... wiewiórka. Chyba
powinnam zacząć się leczyć. Wzdycham z ulgą i, nie zwracając uwagi na pełne
zdumienia spojrzenie Chase'a, ruszam dalej. Wydaje mi się, że wzrusza ramionami
i nic nie mówiąc podąża obok mnie. Nie rozmawiamy ze sobą. Nie ma o czym.
Zresztą, jestem pogrążona we własnym świecie. W przeszłości. Chorej
przeszłości. Próbuję przypomnieć sobie coś z tamtej jazdy. Wtedy, gdy Greg mi
to opowiadał zalała mnie wizja, której teraz nie mogę przywołać. Czy ja
naprawdę to zrobiłam? Zabiłam własną rodzinę? Czuję ukłucie w piersi i, znaną
mi od kilku dni, pustkę. Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. O co w tym
wszystkim chodzi?
Z rozmyślań,
brutalnie wyrywa mnie złośliwy korzeń, który wyrasta znikąd pod moimi nogami.
Oczywiście, jak wielka ciapa, wywracam się i podpieram rękami, zdzierając z nich
skórę. Chase stoi z boku i milczy, ale widzę, że powstrzymuje się od
komentarza.
-Nic nie
mów-ostrzegam otrzepując spodnie.
-Nie
śmiałbym-odpowiada z niewinnym uśmiechem.
Spoglądam na
swoje ręce. Rany zasklepiają się na moich oczach. Idziemy dalej, aż wreszcie przed
nami ukazuje się amfiteatr. Wchodzimy do środka, po czym chłopak kieruje się w
stronę prowizorycznej sali lekcyjnej. Siadamy na krzesłach ustawionych przed
wielką mównicą.
-Pierwsza
będzie Sztuka wojenna. Prowadzi ją Fugunaga Atasuke. Jest, jakby to
powiedzieć... specyficzny-objaśnia mi Chase.
-Jak to,
specyficzny?-pytam zaciekawiona.
-Zobaczysz...-odpowiada.
Odwracam głowę w
prawo Na krześle obok mnie pojawia się niziutki Japończyk ubrany w tradycyjne
kimono.
-Czyżby
nowa uczennica?-pyta, cichym, schrypniętym i dość wysokim głosem.
-Sensei,
przedstawiam Rebekę. Od dziś będzie się z nami uczyć-mówi Chase uroczystym
głosem wstając. Idąc za jego śladem, również się podnoszę. Nauczyciel patrzy na
mnie spod przymrużonych powiek.
-Miło mi
poznać-mówię.
-Mnie
również-odpowiada, po czym odwraca się i odchodzi w stronę mównicy.
-Witam
wszystkich obecnych-mówi stojąc na podwyższeniu.-Dzisiaj zajmiemy się pierwszą
zasadą Sztuki wojny według Sun Zi-nauczyciel napisał na tablicy
"1. Zasada
działania zgodnie z planem.
Przed
przystąpieniem do działania, należy starannie przeanalizować sytuację i
przygotować plan. Działanie można podjąć tylko wtedy, gdy sukces jest
pewny."
-Jak to
rozumiecie?
Niepewnie podnoszę
rękę.
-Proszę,
mów Rebeko.
-Myślę, że
autor miał na myśli uświadomienie nam, że atak nieplanowany i nierozpatrzony
wcześniej jest bezsensowny. Jeżeli nie jesteś pewien, czy atak jest dobrze
przemyślany i czy się powiedzie, nie atakuj-wyjaśniam.
-Świetna
interpretacja. Dziękuję. Ktoś ma jeszcze jakiś pomysł?-pyta nauczyciel.-Nie, no
cóż...
Później zaczyna
długi wywód na temat dobrze opracowanej strategii, ale nie mam zamiaru całego
go opisywać, bo szczerze się przyznam, że nie do końca słuchałam. W końcu
nauczyciel mówi.
-Dobrze.
To koniec na dziś-wszyscy zaczęli się zbierać do wyjścia, gdy Fugunaga
dodał-Mam dla was zadanie domowe. Dobierzcie się w pary, a później zaplanujcie ataki. Mają być
skuteczne i zaskakujące..Za tydzień zmierzycie się w drużynach. Zobaczymy, kto
okaże się lepszym strategiem. Do widzenia
Mrugam, a on
znika. Tia... jest, specyficzny i to bardzo...
-Rebeko,
zostaniesz moją partnerką?-pyta Chase.
-Nikogo
innego tu nie znam, więc chyba nie mam wyjścia-odpowiadam.
-Czy
sugerujesz, że jeżeli miałabyś większy wybór, odrzuciłabyś mnie?-pyta ze smutną
miną.
-No co ty.
Nie śmiałabym-śmieję się.-To co teraz?
-Trening
Ciosów Poniżej Pasa, w skrócie JWKWJ.
-JWKWJ?
-Jak
walnąć kogoś w jaja-mówi poważnie, ale widzę, że powstrzymuje się od
śmiechu.-To co? Idziemy?
-Tak,
jasne.
Przechodzimy na
arenę. Rozglądam się dookoła. W sali dostrzegam kilka osób z poprzednich zajęć.
Jedyną, którą poznaję jest Carlos. Zaraz, Carlos? Nie spodziewałam się go tu.
-Co on tu
robi?-pytam Chase'a.
-Kto?-rozgląda
się po sali.-Carlos? Prowadzi zajęcia-widzę, że chłopak nie jest zachwycony tym
faktem.
Po, moich
plecach przebiega nieprzyjemny dreszcz. Mężczyzna dostrzega mnie i patrzy przez
chwilę, a potem jego twarz przybiera drapieżny wyraz.
-Że co?
-Prowadzi
zajęcia. Spokojnie. Nie będzie tak źle-próbuję uwierzyć w jego słowa.
Carlos rusza w
naszą stronę. Podświadomie kulę się w sobie. Czyżbym się go bała? JA?
Uświadamiam sobie, że to prawda. Boję się go.
-Witam.
Któż to do nas zawitał?-Carlos podchodzi do nas z uśmiechem. Nie jest to miły
uśmiech.
-Carlos?
Czyżbyś miał jakąś nieudaną operację plastyczną, czy twoja twarz zawsze
wyglądała jak krowi placek?-odzywa się Chase na powitanie.
-Oj. Nie
bądź niemiły-odpowiada Carlos cmokając z naganą.-Czy my się już skądś
znamy?-pyta zwracając się do mnie.
-Tia...
Przystawiałeś jej nóż do pleców. Już nie pamiętasz?-odpowiada za mnie Chase.
-Ale,
panienka chyba umie mówić, prawda? Zresztą, już pamiętam. Przepraszam za moje
wcześniejsze zachowanie. Byłem... niekulturalny-nie wierzę w ani jedno jego
słowo. Widzę w jego spojrzeniu, że kłamie.
-Nic się
nie stało-odpowiadam jednak, ze sztucznym uśmiechem.
-To
dobrze-wychodzi na środek sali i klaska w dłonie.-Proszę o uwagę. jak wiecie są
to zajęcia, na których uczymy się zadawać jak najbardziej niespodziewane ciosy.
Dzisiaj zajmiemy się pracą z nożem, ale najpierw chcę wam przedstawić nową
uczennicę. Chodź tu Rebeko-woła mnie. Patrzę, na Chase'a, który stoi za mną,
ale nie widzi tego. Spogląda wrogo na Carlosa.
-No chodź.
Nie wstydź się-przywołuje mnie nauczyciel.
Wychodzę na
środek sali. Wszystkie spojrzenia zwracają się w moją stronę. Carlos kładzie mi
ręce na ramionach.
-Przedstawiam
wam Rebekę. Będzie się z nami od dziś uczyć. Jest siostrzenicą Travissa i, przy
okazji, odmieńcem-próbuję się odwrócić, ale ściska moje ramiona. O co tu
chodzi?
-Lekcja
pierwsza i druga. Nie daj się zaskoczyć i nie daj zajść się za plecy-zaczynam
się szarpać, ale to nic nie daje. Widzę, że Chase próbuje do mnie podbiec. Co
się dzieje? Widzę błysk czegoś ostrego. Aha, już wiem, co się dzieje. Zamykam
oczy i przygotowuję się na ból, który za chwilę nadchodzi. Z moich ust wydobywa
się cichy jęk. Widownia wzdycha.
-Co ty
kurna odwalasz?!-wrzeszczy Chase, podbiegając do mnie.
-Uczę-mówi
Carlos niewinnie, a ten drugi podchodzi do niego w szale wściekłości, daje mu w
twarz prawym sierpowym. Carlos jest chyba zbyt zaskoczony, by coś powiedzieć.
Łapię, za rękojeść tego cholernego noża i wyciągam go z nogi. Co oni mają z
tymi nożami? Czy ja naprawdę wyglądam jak stojak na sztućce? Jeśli tak, to
współczuję stojakom. To cholernie bolesne zajęcie.
-W
porządku?-pyta Chase, podchodząc.
-Jeszcze
nie straciłam dziś przytomności. To jakiś postęp-odpowiadam przez zęby próbując
nie krzywić się z bólu.
Wokół nas zbiera
się tłum ludzi.
-Nic ci
nie jest?
-W
porządku?
-Może po
kogoś zadzwonię?
Słyszę ze
wszystkich stron. Zasklepiam ranę. Nie odzywam się. Chase wszystkim objaśnia,
jak wygląda sytuacja.
Nagle przez tłum
przedziera się Carlos.
-Wynocha!
Widzimy się jutro na zajęciach i tam mnie popamiętacie, a teraz wypad!-krzyczy.
Razem z Chasem wychodzimy. I tak sobie nagrabiliśmy. Zmierzamy ku mojemu
domkowi. Wchodzę na ganek.
-Wejdziesz?-pytam
chłopaka.
-Jasne-odpowiada,
chyba lekko zaskoczony.
Wchodzimy.
Zapraszam go do salonu i sadzam na fotelu, po czym siadam na przeciwko niego na
kanapie.
-Zaproponujesz
mi coś do picia?-pyta uśmiechając się złośliwie.
-Hmmm...
Jasne. Chcesz coś do picia?-kiwa głową.-To idź i sobie weź-wytykam mu język,
ale wstaję i robię nam herbatę. Za chwilę zauważam, że chłopak stoi za mną.
-Nawet nie
próbuj, bo pożałujesz-ostrzegam nie odwracając się.
-Nie wiem
o co ci chodzi-mówi z niewinną miną. Chodzi mi oczywiście o łaskotki.
-Oj,
wiesz, wiesz. Nie udawaj-podnoszę herbaty i odwracam się, żeby wyjść z kuchni,
ale chłopak staje mi na drodze.
-W
porządku?-pyta z troską. "Nie, nic nie jest w porządku".
-Tak-spuszczam
głowę, żeby nie widział łez w moich oczach. Łapie mój podbródek i zmusza, żebym
spojrzała mu w oczy.
-Co
jest?-drąży.
-Nic-wyszarpuję
podbródek, wymijam go i kieruję się do pokoju. Podąża za mną w milczeniu, ale
wiem, że jeszcze nie odpuścił.
Siada koło
mnie na kanapie. Pijemy nic nie mówiąc.
-To przez
Carlosa?-pyta w końcu.
Po części ma
rację, ale nie chce mu tego mówić. Jeszcze mu nie ufam. Zresztą, nie chcę
nikomu ufać.
-Nic mi
nie jest!-podnoszę głos zirytowana.-Masz coś ze słuchem, czy jesteś, uparty?!
-Dobra,
dobra. Nie wkurzaj się już-podnosi ręce w geście kapitulacji.-Jak noga?
-W
porządku-podnoszę zakrwawioną nogawkę. Na nodze widnieje lekkie zadrapanie.
Widzę, że Chase
jest zdenerwowany.
-Spokojnie.
Nic mi nie zrobił-uspokajam go.
-Ale mógł.
Zabiję sukinsyna!-podnosi głos.
Dlaczego się tak
zdenerwował. Czyżby się o mnie troszczył?
-Nie martw
się-mówię, uspokajającym tonem.-Zresztą, myślisz, że sama się nie zemszczę?-podnoszę
brwi do góry.
-Co masz
na myśli?-pyta zaciekawiony. Opowiadam mu swój plan.
-Zgoda-później
jeszcze chwilę rozmawiamy. Kiedy kończymy zbliża się 19.
-To ja się
zmywam-mówi Chase wstając.
Odprowadzam go
do drzwi.
-Miłych
snów, Księżniczko-mówi na pożegnanie i zanim zdążę się odgryźć odchodzi. Idę do
łazienki, a potem kładę się do łóżka. Mój brzuch wariuje, bo nie zjadłam
kolacji (ani obiadu). Nie żałuję. Fajnie jest czasem z kimś pogadać. Tak o
niczym. Uświadamiam sobie, że nawet nie przeszkadza mi obecność Chase'a.
Dziwne. Zamykam oczy, choć jest jeszcze wcześnie. Muszę się wyspać. Jutro
następne lekcje. Szkoła stała się moim najgorszym koszmarem. Co za ironia,
nieprawdaż?
Naprawdę masz talent do pisania =) czekam na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńJuż wkrótce.
Pozdrawiam,
Gabi.
WOW ten rozdział mi się podoba jak narazie najbardziej ;) Gabi chcę zobaczyć twoją książkę w sklepie!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńTia... Do pisarki mi daleko, ale może kiedyś ;). Pomarzyć każdy może...
Pozdrawiam,
Gabi.
Te przekomarzanki między Chasem i Rebeką są świetne - i nieźle skonstruowane. A jakby nie było z dialogami jest z reguły największy problem. Szacun :D
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :)
Dzięki. Większą trudność sprawiają mi opisy przyrody, a dialogi jakoś same przychodzą ;).
UsuńCiąg dalszy... Postaram się go wstawić już niedługo...
Pozdrawiam,
Gabi.
Świetny rozdział !!!
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następny. :)
Twoja Z.
PS. Mogłabyś się trochę sprężać z tym pisaniem, bo nie mam co czytać.
Dziękuję.
UsuńRozdział 8 jest w praniu. Postaram się, wrzucić go jak najszybciej.
PS. Oprócz rozdziału muszę ogarnąć, jeszcze kilka rzeczy, ale spróbuję się pospieszyć ;)
Twoja G.
Świetny rozdział !!!
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać następnego.
Twoja Z.
PS. Pospiesz się, proszę, bo nie mam co czytać. Nic bowiem nie zastąpi Twojej powieści !!
Dwa komentarze. Trochę jak łapówka.
UsuńPS. Przeczytaj "Niezgodna". Zajefajna książka. Pospieszam się pospieszam.
Twoja G.
Cześć! Bardzo ciekawa historia. Świetnie piszesz. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału...
OdpowiedzUsuńPonad to podoba mi się kolorystyka strony oraz muzyka.
Pisz dalej.
Ściskam. C.A.M.
Dziękuję. Już wkrótce...
UsuńDziękuję number two ;)
Gabi.
Zapraszam na 2 nowe rozdziały do mnie :D
OdpowiedzUsuńhttp://kostkapisze.blogspot.com/