poniedziałek, 5 maja 2014

Rozdział 6, czyli najpierw próbują mnie zabić, a potem posyłają do szkoły.


Przeczytaj notkę od autorki!

Rozdział 6
Idę przez ciemny korytarz. Mam przy sobie tylko lekko tlącą się pochodnię i wisiorek. Otwieram go i widzę zdjęcie jakiejś kobiety. Jest bardzo piękna i uśmiecha się do mnie. Słyszę za sobą odgłos kroków. Ktoś biegnie.
-Rebeko! Chodź do mnie! Nie zrobię Ci krzywdy, jeżeli będziesz grzeczna...
Zaczynam uciekać. Staram się stąpać jak najciszej, ale wydaje mi się, że każdy mój krok rozbrzmiewa w ciemnościach jak wybuch bomby atomowej. Wydaje mi się, że biegnę przez nieprzeniknioną pustkę niesłychanie długo, aż w końcu daleko przed sobą spostrzegam delikatne, niknące światełko. W tej chwili jest to dla mnie oznaka nadziei. Próbuję przyspieszyć, ale nie mogę, nogi ciążą mi jak dwa pustaki. Kroki się zbliżają. Jeszcze chwila i mój prześladowca mnie dogoni. Oddech goniącego rozbrzmiewa w korytarzu coraz bliżej mnie. Czuję palce zaciskające się na mojej szyi, a mój krzyk zamiera we wszechobecnej pustce. Mój oprawca odzywa się do mnie grobowym głosem.
-Rebeko... Rebeko...-szepcze mi do ucha.-Rebeko... Obudź się...
-Że co?-pytam ze ściśniętym gardłem.

Podrywam się do pozycji siedzącej.
 -Dzień dobry-mówi Chase, sprawiając, że podskakuję na łóżku. Znowu ten cholerny koszmar.-Spokojnie. Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć.
 -Miałeś się już nie podkradać, pamiętasz?-mówię pocierając pulsujące skronie.-Jak ja się tu znalazłam? Przecież zasnęłam w samochodzie.
 -Gdy dojechaliśmy nie chciałem cię budzić, więc cię tu przyniosłem.
 -Dziękuję. Za wszystko. Gdybyś wtedy tam nie przyszedł...-urywam.
 -Uleczyłabyś się. Nie masz za co dziękować. Cała przyjemność po mojej stronie-mówi patrząc mi w oczy.
 -Może... A może nie... Nie wiesz tego... W każdym razie, dziękuję-powtarzam.
 -Czuję, że nie dasz się przekonać, że nie masz za co. Cóż...
Siedzimy chwilę w całkowitym milczeniu, ale to mi nie przeszkadza. Kładę się z powrotem z głośnym westchnięciem. Mimo, że spałam tak długo jestem wykończona psychicznie. Muszę się powstrzymywać, żeby nie wybuchnąć płaczem. W głowię, miażdżącym bólem wyryte widnieją dwa słowa. Znowu te same. "Zabiłam ich". Zamykam oczy.
 -Hej! Śpiąca królewno! Obudź się! Za chwile obiad-mówi Chase potrząsając mnie za ramię.
 -Jeszcze raz nazwiesz mnie królewną, a odetnę ci język, mój książe-mamroczę odwracając się do niego plecami.-Idź sam. Nie jestem głodna.
Nie słyszę kroków, ale nie przejmuję się tym, ponieważ wiem, że chłopak potrafi poruszać się bezszelestnie. Zaczynam zasypiać, gdy nagle...
 -Dobrze, królewno!-...spada na mnie kaskada lodowatej wody. Błyskawicznie podrywam się na nogi. Mój ciemnozielony top jest mokry i szczelnie przylega mi do ciała. Jeansy również nadają się tylko i wyłącznie do suszenia. Podnoszę głowę i widzę, że Chase mi się przygląda.
 -Zdajesz sobie sprawę, z tego, że już nie żyjesz?-pytam przez zęby. Czy ten zbok myśli, że znalazł sobie prywatną Miss Mokrego Podkoszulka?
 -To była zemsta. Za to w samochodzie-mówi uśmiechając się szeroko.
 -Oooo, ty to się dopiero dowiesz co to znaczy zemsta-uśmiecham się chytrze.
 -Już się boję. Wprost  nie mogę się doczekać co wymyślisz-przewraca oczami.
 -Zobaczysz. W odpowiednim miejscu i czasie-podchodzę do szafki z ręcznikami.-Radzę ci wykombinować jakieś ubrania dla mnie, bo inaczej, po kąpieli, będę zmuszona założyć to, a wtedy zemsta będzie dwa razy brutalniejsza-mówię kierując się w stronę łazienki. Słyszę jak chłopak mamrocze pod nosem coś o tym, że przecież jesteśmy już kwita.
 -Streszczaj się-mówię do niego nie odwracając głowy.
 -Okey, okey. Już idę...
Gdy zamykam drzwi uśmiecham się. Podchodzę do lustra i patrzę na swoje mokre ubrania, potargane włosy i posiniaczoną twarz. Właściwie czemu posiniaczoną? Tym zajmę się później. Moje odbicie wygląda, jak obraz nędzy i rozpaczy. Zdejmuję mokre ciuchy i wchodzę pod prysznic. Puszczam gorącą wodę, żeby rozluźnić mięśnie. Stoję tak przez chwilę, po czym wyciskam na głowę trochę szamponu. Myję włosy i wychodzę spod prysznica. Rozglądam się po łazience. Musiałam nie zauważyć jak ktoś (mam szczerą nadzieję, że Natalia), przyniósł mi ciuchy. Wycieram się i ubieram. Czeszę włosy i zaczynam się zastanawiać co zrobić z siniakami pokrywającymi całą twarz. Próbuję się skupić, żeby je zlikwidować, ale z jakiegoś powodu nie mogę. Może to przez zmęczenie. Przemywam twarz wodą i wychodzę z łazienki ubrana w czarny t-shirt i ciemnoniebieskie jeansy.
 -No, nareszcie-mówi Chase, a ja zaskoczona odwracam się w jego stronę. Wcześniej go nie zauważyłam, lecz teraz widzę, że siedzi na krześle w rogu pokoju z zamkniętymi oczami.
 -Idziesz na ten obiad? Zgłodniałam.
Podnosi się z krzesła i mierzy mnie wzrokiem. Nie zwracając na niego uwagi kieruję się w stronę drzwi wejściowych. Wychodzimy na zewnątrz. Jest zimniej, niż myślałam. Zaczynam iść w lewo, czyli (jak mi się wydaje), w kierunku stołówki.
 -Ekhem.
 -Co?
 -Do stołówki to w tamtą stronę-wskazuje palcem za siebie.
 -Oj tam, oj tam, czepiasz się-mówię, ale zawracam. Idziemy w milczeniu. Gdzieś w połowie drogi dołącza do nas Traviss. 
 -Jak się czujesz Rebeko?-pyta przyglądając się mojej twarzy. Podnoszę rękę, by dotknąć obolałego policzka. 
 -Dobrze. Nic mi nie jest-mówię, zresztą zgodnie z prawdą.
Nikt się nie odzywa. Kiedy spomiędzy drzew wyłania się budynek stołówki, widzę Charliego wchodzącego do niej z Natalią. Podążamy za nimi i przysiadamy się.
 -Rebeko, słyszałem, o twoich nocnych przygodach. Nic ci nie jest?-pyta Charlie.
 -Nie nic. Już dobrze. Jestem tylko trochę zmęczona-odpowiadam, ze słabym uśmiechem.
 -Przyniosę ci coś do jedzenia. Mówiłaś, że jesteś głodna-proponuje Chase.
 -Dzięki, ale nie myśl sobie, że wymigasz się od zemsty-odpowiadam ze śmiechem.
 -Osz, kurczę, a już myślałem...-mówi i odchodzi. Widzę jak powłóczy nogami. Spał chyba jeszcze mniej niż ja. Czy przez cały ranek siedział przy mnie? Dlaczego tak się o mnie troszczy? Czy...
 -Rebeko?-moje rozmyślania przerywa Traviss.
 -Tak?
 -Nie chcę, cię teraz zamartwiać, ale muszę ci powiedzieć, że od jutra zaczniesz szkołę.
 -Że co?!-ze zdziwienia szczęka mi opada.-Do szkoły?
 -Tak, do szkoły. Nie do takiej przeciętnej. Będziesz się tam uczyła walki i strategii wojennej.
Potrzebuję chwili, żeby przetrawić, tę wiadomość. Mam chodzić do s z k o ł y? No nie... Czekam, na jakikolwiek znak, że mnie wkręcają, ale nic na to niestety nie wskazuje. Wraca Chase. Podstawia mi tacę z jedzeniem pod nos. Ze zdziwienia nadal nie jestem w stanie się ruszyć.
 -Ej, śpiąca królewno-macha mi ręką przed nosem.-Budzimy się. Co się stało?-zwraca się do reszty.
 -Traviss powiedział jej, że musi pójść do szkoły-odpowiada mu Charlie, na co chłopak reaguje chichotem i ... obrywa kopa w piszczel pod stołem. 
 -Au!-krzyczy rozcierając bolące miejsce.-Spokojnie. Ja też się tam uczę. 
 -To mi ulżyło-mówię z ironią.-Wracając do tematu, gdzie będą się odbywały zajęcia?-pytam, próbując przywołać się do porządku.
 -Chase pokaże ci to miejsce dziś wieczorem-mówi Traviss.
 -Zjedz coś-mówi chłopak podsuwając mi talerz pod nos.-Bo zacznę cię karmić-ostrzega podnosząc widelec i próbując włożyć mi jedzenie do ust. Wyrywam mu go z ręki i zaczynam jeść. Po chwili uświadamiam sobie jak jestem głodna. Gdy w końcu czuję się pełna talerz musi czuć się pusty. 
 -Dzięki-mówię do Chase'a.
 -Nie ma za co-odpowiada.-Przejdziemy się do szkoły?
Wzdrygam się, ale wstaję, gdy podaje mi rękę.
Idę za nim. Wyprowadza mnie ze stołówki i skręca w lewo między drzewa. Promienie słońca prześwitują przez gałęzie, ale i tak jest dość ciemno. Cienie padają na ziemię jak upiory. Słyszę ćwierkanie ptaków. Przedzieramy się przez las, gdy zauważam wielki amfiteatr.
 -A oto… - Chase zawiesza głos pokazując na budowlę.-Nasza szkoła.
Wielki obiekt wznosi się na środku polany. Jest wykonany z kamienia i wygląda na bardzo, bardzo stary. Piękne zdobienia świadczą o kunszcie starożytnych budowniczych. Kolumny stojące na obwodzie mają co najmniej dziesięć metrów wysokości. Ich głowice są przyozdobione rzeźbionymi kwiatami. Kiedyś musiały się na nich wspierać łuki, ale dziś pozostało z nich tylko rumowisko kamieni. Wszystko to otoczone zielenią lasu sprawia oszałamiające wrażenie.
 -Jak tu pięknie-mówię.
 -No chodź-chłopak ciągnie mnie za rękę w stronę budynku.
Wchodzimy. Okrągła przestrzeń po środku jest podzielona na dwie części. Po jednej stronie ustawione są stoliki, a na murze zainstalowany jest olbrzymi ekran i tablice. Druga część przypomina ring. Właściwie nie. Raczej olbrzymią klatkę do walk MMA. Klasa i arena. Myśl i siła. Intelekt i brutalność. Sztuka wojny i przetrwania.
Chase kieruje się w stronę areny. Na stojakach leżą miecze, łuki, kusze, pistolety... Pełno broni. Chyba wszystko co ludzie wymyślili żeby ułatwić sobie wzajemne zabijanie. Podchodzę do półki z mieczami. Podnoszę jedno z ostrzy. Jest długie, lśniące, ostre. Japoński miecz. Ważę go w dłoni. Leży wspaniale.
 -Chcesz go wypróbować?-słyszę z tyłu. 
 -Nie boisz się, że przegrasz?-pytam.
 -Jeśli ty się nie boisz.
Szybko się odwracam i tnę powietrze stalowym ostrzem.  Trafiam na przeszkodę w postaci miecza Chase'a. Uderzam po nogach. Blokuje i tnie na wysokości głowy. Robię unik i pchnięcie w brzuch. Odskakuje i z łatwością wytrąca mi miecz z ręki. Jest dobry. Lepszy ode mnie. Przykłada mi końcówkę swojego miecza do gardła.
 -No i co teraz?-pyta.
 -Hmmm... Odpuszczę ci. A ty mnie puścisz.-mówię.
 -Okej, ale musisz obiecać-oznajmia.
 -Obiecuję, że ci odpuszczę-mówię krzyżując palce za plecami.
 -A, a , a. Ręce przed siebie.
 -No dobra. Obiecuję-unoszę ręce do góry w geście kapitulacji.
Odsuwa swój miecz i podaje mi mój, rękojeścią do przodu. 
 -Dzięki, a teraz walcz-mówię. W ciągu całego treningu Chase przegrał tylko jeden raz. RAZ. Przez przeszło dwie godziny. W dodatku była to kwestia przypadku. Już miał wyprowadzić kontrę, gdy nadleciał ptak. Jak się później okazało naładowany i odbezpieczony. Wycelował dokładnie i wywalił w Chase'a całą zawartość magazynka. Chłopak widząc to w ostatniej chwili odskoczył, potknął się, a miecz wypadł mu z rąk. Gdy leżał tak na ziemi, korzystając z okazji, podeszłam do niego i przystawiłam mu ostrze do szyi. Było to nasze ostatnie starcie.
 -Wygrałam ostatnią walkę, czyli to j a jestem zwycięzcą-mówię, choć wiem, że to nieprawda.
 -Oczywiście, że tak. Jesteś najlepszą wojowniczką świata-mówi Chase z szerokim uśmiechem i błyskiem w oku. Patrzę na niego z pode łba, a on uśmiecha się jeszcze szerzej.
 -Uważaj, bo ci szczęka z zawiasów wyskoczy. A może na coś właśnie zapadłeś? Jakiś nagły atak?
Chłopak szczerzy się jeszcze bardziej. 
 -Już późno. Odprowadzę cię do domu-proponuje.-Będę się czuł bezpieczniej w lesie pod twoją ochroną.
Znów zaczyna się szczerzyć. Definitywnie złapał jakiegoś wirusa albo podczas walki zgubił jedną klepkę. Postanawiam to zignorować. Chory człowiek swoje prawa ma.
Wracamy. Oboje nie mamy siły na kolację. Jedyne o czym marzę w tej chwili to łóżko. Żegnam się z nim i wchodzę do budynku. Idę do łazienki i biorę zimny prysznic. Potem mogę już tylko położyć się i zamknąć oczy. Zasypiam.

----------------------------------
Witam Was wszystkich!
Ogłaszam, że zasada 5 komentarzy zostaje anulowana.
Mam jeszcze uwagę co do wstawiania negatywnych opinii. Proszę, aby były one merytoryczne. 
Ostrzegam, że komentarze niecenzuralne, lub obrażające kogokolwiek będą usuwane. 
Dziękuję za wszystkie miłe słowa! One na prawdę bardzo motywują. 
Przepraszam za tak długą nieobecność. 
Proszę o szczere opinie...
Wasza Gabi.

12 komentarzy:

  1. Tak, wiem czytałam przedpremierowo, ale dziękuję, że nie nie podniosłaś ręki na łazienkę (wiesz o co chodzi)
    P.S. Pamiętasz, że jutro ma być następna część??. haha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczyniłam pewne zmiany. Radzę Ci przeczytać jeszcze raz. Aha...
      PS.1 Pomiędzy "P" i "S" nie pisze się "."
      PS.2 Aha... Może za tydzień jak się szybko wyrobię...

      Usuń
  2. Nadlacial naladowany ptak i ....
    Chyba sie pogubilam. A moze to pozna pora i zmeczenie.
    Ladne opisy walki i miecza.
    Nie zamecz chlopaka ciaglym biciem.
    Powiedzenie ze mezczyzni kochaja jedze nie do konca jest prawda.
    Juz nie wiem czy Rebeka podrywa czy jest podrywana. Ale czyta sie fajnie....Czekam na wiecej.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Późna pora...
      Dziękuję bardzo, e ktoś docenił mój trud. Męczyła się nad nimi strasznie...
      Oni nie podrywają...
      A niby od czego są chłopcy? xD
      Pozdrawiam i całuję,
      Gabi.

      Usuń
  3. Hej! Ładny miecz japoński widoczny jest na załączonym na stronie zdjęciu. Czy to Katana?
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział. Bardzo ciekawie piszesz.
    C.A.M.

    OdpowiedzUsuń
  4. HMMMMM....Rozczarowanie.....Czekanie przez całe 6 dni i.....
    GDZIE CIĄG DALSZY????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam...
      Ciąg dalszy nadal w budowie... Pojawi się w ciągu tygodnia..

      Usuń
  5. Widzę, że jednak udało ci się ustawić szablon. Radzę jeszcze ustawić strony jako linki, a nie karty na górze. (:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Już to zrobiłam, jest lepiej. Z niebieskim od razu lepiej.

      Usuń
  6. O co chodziło z tym naładowanym ptakiem? :)
    I kiedy, kiedy, kiedy będzie ciąg dalszy? ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, Cię. Naprawdę.
      Piszę rozdział od tygodnia i nic sensownego mi nie wychodzi. Nie chcę wrzucać tego co napisałam, bo byłoby to porażką. Kompletną. Nie mogę się na niczym skupić. Przepraszam. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
      Co do naładowanego ptaka... Chodziło o ptasią toaletę ;)

      Usuń