Przeczytaj notkę od autorki!
Rozdział 6
Idę
przez ciemny korytarz. Mam przy sobie tylko lekko tlącą się pochodnię i
wisiorek. Otwieram go i widzę zdjęcie jakiejś kobiety. Jest bardzo piękna i
uśmiecha się do mnie. Słyszę za sobą odgłos kroków. Ktoś biegnie.
-Rebeko!
Chodź do mnie! Nie zrobię Ci krzywdy, jeżeli będziesz grzeczna...
Zaczynam
uciekać. Staram się stąpać jak najciszej, ale wydaje mi się, że każdy mój krok
rozbrzmiewa w ciemnościach jak wybuch bomby atomowej. Wydaje mi się, że biegnę
przez nieprzeniknioną pustkę niesłychanie długo, aż w końcu daleko przed sobą
spostrzegam delikatne, niknące światełko. W tej chwili jest to dla mnie oznaka
nadziei. Próbuję przyspieszyć, ale nie mogę, nogi ciążą mi jak dwa pustaki.
Kroki się zbliżają. Jeszcze chwila i mój prześladowca mnie dogoni. Oddech
goniącego rozbrzmiewa w korytarzu coraz bliżej mnie. Czuję palce zaciskające
się na mojej szyi, a mój krzyk zamiera we wszechobecnej pustce. Mój oprawca odzywa
się do mnie grobowym głosem.
-Rebeko... Rebeko...-szepcze mi do ucha.-Rebeko...
Obudź się...
-Że
co?-pytam ze ściśniętym gardłem.
Podrywam się do pozycji siedzącej.
-Dzień dobry-mówi Chase,
sprawiając, że podskakuję na łóżku. Znowu ten cholerny koszmar.-Spokojnie.
Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć.
-Miałeś się już nie
podkradać, pamiętasz?-mówię pocierając pulsujące skronie.-Jak ja się tu
znalazłam? Przecież zasnęłam w samochodzie.
-Gdy dojechaliśmy nie
chciałem cię budzić, więc cię tu przyniosłem.
-Dziękuję. Za wszystko.
Gdybyś wtedy tam nie przyszedł...-urywam.
-Uleczyłabyś się. Nie
masz za co dziękować. Cała przyjemność po mojej stronie-mówi patrząc mi w oczy.
-Może... A może nie...
Nie wiesz tego... W każdym razie, dziękuję-powtarzam.
-Czuję, że nie dasz się
przekonać, że nie masz za co. Cóż...
Siedzimy chwilę w całkowitym
milczeniu, ale to mi nie przeszkadza. Kładę się z powrotem z głośnym
westchnięciem. Mimo, że spałam tak długo jestem wykończona psychicznie. Muszę
się powstrzymywać, żeby nie wybuchnąć płaczem. W głowię, miażdżącym bólem
wyryte widnieją dwa słowa. Znowu te same. "Zabiłam ich". Zamykam
oczy.
-Hej! Śpiąca królewno!
Obudź się! Za chwile obiad-mówi Chase potrząsając mnie za ramię.
-Jeszcze raz nazwiesz
mnie królewną, a odetnę ci język, mój książe-mamroczę odwracając się do niego plecami.-Idź
sam. Nie jestem głodna.
Nie słyszę kroków, ale nie
przejmuję się tym, ponieważ wiem, że chłopak potrafi poruszać się
bezszelestnie. Zaczynam zasypiać, gdy nagle...
-Dobrze, królewno!-...spada na mnie kaskada lodowatej wody. Błyskawicznie podrywam się
na nogi. Mój ciemnozielony top jest mokry i szczelnie przylega mi do ciała. Jeansy również nadają się tylko i wyłącznie do
suszenia. Podnoszę głowę i widzę, że Chase mi się przygląda.
-Zdajesz sobie sprawę, z
tego, że już nie żyjesz?-pytam przez zęby. Czy ten zbok myśli, że znalazł sobie prywatną Miss Mokrego Podkoszulka?
-To była zemsta. Za to w
samochodzie-mówi uśmiechając się szeroko.
-Oooo, ty to się dopiero
dowiesz co to znaczy zemsta-uśmiecham się chytrze.
-Już się boję. Wprost nie mogę się
doczekać co wymyślisz-przewraca oczami.
-Zobaczysz. W odpowiednim miejscu i czasie-podchodzę do szafki z ręcznikami.-Radzę ci wykombinować jakieś ubrania dla mnie, bo inaczej, po kąpieli, będę zmuszona założyć to, a wtedy zemsta będzie dwa razy brutalniejsza-mówię kierując się w stronę łazienki. Słyszę jak chłopak mamrocze pod nosem coś o tym, że przecież jesteśmy już kwita.
-Streszczaj się-mówię do niego nie odwracając
głowy.
-Okey, okey. Już idę...
Gdy zamykam drzwi uśmiecham
się. Podchodzę do lustra i patrzę na swoje mokre ubrania, potargane włosy i
posiniaczoną twarz. Właściwie czemu posiniaczoną? Tym zajmę się później. Moje
odbicie wygląda, jak obraz nędzy i rozpaczy. Zdejmuję mokre ciuchy i wchodzę
pod prysznic. Puszczam gorącą wodę, żeby rozluźnić mięśnie. Stoję tak przez
chwilę, po czym wyciskam na głowę trochę szamponu. Myję włosy i wychodzę spod
prysznica. Rozglądam się po łazience. Musiałam nie zauważyć jak ktoś (mam
szczerą nadzieję, że Natalia), przyniósł mi ciuchy. Wycieram się i ubieram.
Czeszę włosy i zaczynam się zastanawiać co zrobić z siniakami pokrywającymi
całą twarz. Próbuję się skupić, żeby je zlikwidować, ale z jakiegoś powodu nie
mogę. Może to przez zmęczenie. Przemywam twarz wodą i wychodzę z łazienki
ubrana w czarny t-shirt i ciemnoniebieskie jeansy.
-No, nareszcie-mówi Chase, a ja zaskoczona
odwracam się w jego stronę. Wcześniej go nie zauważyłam, lecz teraz widzę, że
siedzi na krześle w rogu pokoju z zamkniętymi oczami.
-Idziesz na ten obiad?
Zgłodniałam.
Podnosi się z krzesła i mierzy
mnie wzrokiem. Nie zwracając na niego uwagi kieruję się w stronę drzwi
wejściowych. Wychodzimy na zewnątrz. Jest zimniej, niż myślałam. Zaczynam iść w
lewo, czyli (jak mi się wydaje), w kierunku stołówki.
-Ekhem.
-Co?
-Do stołówki to w tamtą
stronę-wskazuje palcem za siebie.
-Oj tam, oj tam, czepiasz
się-mówię, ale zawracam. Idziemy w milczeniu. Gdzieś w połowie drogi dołącza do
nas Traviss.
-Jak się czujesz
Rebeko?-pyta przyglądając się mojej twarzy. Podnoszę rękę, by dotknąć obolałego
policzka.
-Dobrze. Nic mi nie
jest-mówię, zresztą zgodnie z prawdą.
Nikt się nie odzywa. Kiedy
spomiędzy drzew wyłania się budynek stołówki, widzę Charliego wchodzącego do
niej z Natalią. Podążamy za nimi i przysiadamy się.
-Rebeko, słyszałem, o
twoich nocnych przygodach. Nic ci nie jest?-pyta Charlie.
-Nie nic. Już dobrze.
Jestem tylko trochę zmęczona-odpowiadam, ze słabym uśmiechem.
-Przyniosę ci coś do
jedzenia. Mówiłaś, że jesteś głodna-proponuje Chase.
-Dzięki, ale nie myśl
sobie, że wymigasz się od zemsty-odpowiadam ze śmiechem.
-Osz, kurczę, a już
myślałem...-mówi i odchodzi. Widzę jak powłóczy nogami. Spał chyba jeszcze
mniej niż ja. Czy przez cały ranek siedział przy mnie? Dlaczego tak się o mnie
troszczy? Czy...
-Rebeko?-moje rozmyślania
przerywa Traviss.
-Tak?
-Nie chcę, cię teraz
zamartwiać, ale muszę ci powiedzieć, że od jutra zaczniesz szkołę.
-Że co?!-ze zdziwienia
szczęka mi opada.-Do szkoły?
-Tak, do szkoły. Nie do
takiej przeciętnej. Będziesz się tam uczyła walki i strategii wojennej.
Potrzebuję chwili, żeby
przetrawić, tę wiadomość. Mam chodzić do s z k o ł y? No nie... Czekam, na
jakikolwiek znak, że mnie wkręcają, ale nic na to niestety nie wskazuje. Wraca Chase.
Podstawia mi tacę z jedzeniem pod nos. Ze zdziwienia nadal nie jestem w stanie
się ruszyć.
-Ej, śpiąca królewno-macha mi ręką przed nosem.-Budzimy się. Co się stało?-zwraca się do
reszty.
-Traviss powiedział jej,
że musi pójść do szkoły-odpowiada mu Charlie, na co chłopak reaguje chichotem i
... obrywa kopa w piszczel pod stołem.
-Au!-krzyczy rozcierając
bolące miejsce.-Spokojnie. Ja też się tam uczę.
-To mi ulżyło-mówię z
ironią.-Wracając do tematu, gdzie będą się odbywały zajęcia?-pytam, próbując
przywołać się do porządku.
-Chase pokaże ci to
miejsce dziś wieczorem-mówi Traviss.
-Zjedz coś-mówi chłopak
podsuwając mi talerz pod nos.-Bo zacznę cię karmić-ostrzega podnosząc widelec i
próbując włożyć mi jedzenie do ust. Wyrywam mu go z ręki i zaczynam jeść. Po
chwili uświadamiam sobie jak jestem głodna. Gdy w końcu czuję się pełna talerz musi czuć się pusty.
-Dzięki-mówię do Chase'a.
-Nie ma za
co-odpowiada.-Przejdziemy się do szkoły?
Wzdrygam się, ale wstaję, gdy
podaje mi rękę.
Idę za nim. Wyprowadza mnie ze
stołówki i skręca w lewo między drzewa. Promienie słońca prześwitują przez
gałęzie, ale i tak jest dość ciemno. Cienie padają na ziemię jak upiory. Słyszę
ćwierkanie ptaków. Przedzieramy się przez las, gdy zauważam wielki amfiteatr.
-A oto… - Chase zawiesza
głos pokazując na budowlę.-Nasza szkoła.
Wielki obiekt wznosi się na
środku polany. Jest wykonany z kamienia i wygląda na bardzo, bardzo stary. Piękne
zdobienia świadczą o kunszcie starożytnych budowniczych. Kolumny stojące na
obwodzie mają co najmniej dziesięć metrów wysokości. Ich głowice są przyozdobione
rzeźbionymi kwiatami. Kiedyś musiały się na nich wspierać łuki, ale dziś
pozostało z nich tylko rumowisko kamieni. Wszystko to otoczone zielenią lasu
sprawia oszałamiające wrażenie.
-Jak tu pięknie-mówię.
-No chodź-chłopak ciągnie
mnie za rękę w stronę budynku.

Chase kieruje się w stronę
areny. Na stojakach leżą miecze, łuki, kusze, pistolety... Pełno broni. Chyba
wszystko co ludzie wymyślili żeby ułatwić sobie wzajemne zabijanie. Podchodzę
do półki z mieczami. Podnoszę jedno z ostrzy. Jest długie, lśniące, ostre.
Japoński miecz. Ważę go w dłoni. Leży wspaniale.
-Chcesz go
wypróbować?-słyszę z tyłu.
-Nie boisz się, że
przegrasz?-pytam.
-Jeśli ty się nie boisz.
Szybko się odwracam i tnę powietrze
stalowym ostrzem. Trafiam na przeszkodę w postaci miecza Chase'a. Uderzam
po nogach. Blokuje i tnie na wysokości głowy. Robię unik i pchnięcie w brzuch.
Odskakuje i z łatwością wytrąca mi miecz z ręki. Jest dobry. Lepszy ode mnie.
Przykłada mi końcówkę swojego miecza do gardła.
-No i co teraz?-pyta.
-Hmmm... Odpuszczę ci. A
ty mnie puścisz.-mówię.
-Okej, ale musisz
obiecać-oznajmia.
-Obiecuję, że ci
odpuszczę-mówię krzyżując palce za plecami.
-A, a , a. Ręce przed siebie.
-No dobra. Obiecuję-unoszę ręce do góry w
geście kapitulacji.
Odsuwa swój miecz i podaje mi
mój, rękojeścią do przodu.
-Dzięki, a teraz
walcz-mówię. W ciągu całego treningu Chase przegrał tylko jeden raz. RAZ. Przez
przeszło dwie godziny. W dodatku była to kwestia przypadku. Już
miał wyprowadzić kontrę, gdy nadleciał ptak. Jak się później okazało naładowany i odbezpieczony. Wycelował
dokładnie i wywalił w Chase'a całą zawartość magazynka. Chłopak widząc to w ostatniej chwili odskoczył, potknął
się, a miecz wypadł mu z rąk. Gdy leżał tak na ziemi, korzystając z okazji,
podeszłam do niego i przystawiłam mu ostrze do szyi. Było to nasze ostatnie starcie.
-Wygrałam ostatnią walkę, czyli to j a jestem zwycięzcą-mówię, choć wiem, że to nieprawda.
-Oczywiście, że tak. Jesteś najlepszą
wojowniczką świata-mówi Chase z szerokim uśmiechem i błyskiem w oku. Patrzę na
niego z pode łba, a on uśmiecha się jeszcze szerzej.
-Uważaj, bo ci szczęka z zawiasów wyskoczy. A może na coś właśnie zapadłeś? Jakiś nagły atak?
-Uważaj, bo ci szczęka z zawiasów wyskoczy. A może na coś właśnie zapadłeś? Jakiś nagły atak?
Chłopak szczerzy się jeszcze
bardziej.
-Już późno. Odprowadzę cię do
domu-proponuje.-Będę się czuł bezpieczniej w lesie pod twoją ochroną.
Znów
zaczyna się szczerzyć. Definitywnie złapał jakiegoś wirusa albo podczas walki
zgubił jedną klepkę. Postanawiam to zignorować. Chory człowiek swoje prawa ma.
Wracamy. Oboje nie mamy siły na
kolację. Jedyne o czym marzę w tej chwili to łóżko. Żegnam się z nim i wchodzę
do budynku. Idę do łazienki i biorę zimny prysznic. Potem mogę już tylko położyć się i zamknąć oczy. Zasypiam.
----------------------------------
Witam Was wszystkich!
Ogłaszam, że zasada 5 komentarzy zostaje anulowana.
Mam jeszcze uwagę co do wstawiania negatywnych opinii. Proszę, aby były one merytoryczne.
Ostrzegam, że komentarze niecenzuralne, lub obrażające kogokolwiek będą usuwane.
Dziękuję za wszystkie miłe słowa! One na prawdę bardzo motywują.
Przepraszam za tak długą nieobecność.
Proszę o szczere opinie...
Wasza Gabi.
Tak, wiem czytałam przedpremierowo, ale dziękuję, że nie nie podniosłaś ręki na łazienkę (wiesz o co chodzi)
OdpowiedzUsuńP.S. Pamiętasz, że jutro ma być następna część??. haha
Poczyniłam pewne zmiany. Radzę Ci przeczytać jeszcze raz. Aha...
UsuńPS.1 Pomiędzy "P" i "S" nie pisze się "."
PS.2 Aha... Może za tydzień jak się szybko wyrobię...
Nadlacial naladowany ptak i ....
OdpowiedzUsuńChyba sie pogubilam. A moze to pozna pora i zmeczenie.
Ladne opisy walki i miecza.
Nie zamecz chlopaka ciaglym biciem.
Powiedzenie ze mezczyzni kochaja jedze nie do konca jest prawda.
Juz nie wiem czy Rebeka podrywa czy jest podrywana. Ale czyta sie fajnie....Czekam na wiecej.....
Późna pora...
UsuńDziękuję bardzo, e ktoś docenił mój trud. Męczyła się nad nimi strasznie...
Oni nie podrywają...
A niby od czego są chłopcy? xD
Pozdrawiam i całuję,
Gabi.
Hej! Ładny miecz japoński widoczny jest na załączonym na stronie zdjęciu. Czy to Katana?
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na kolejny rozdział. Bardzo ciekawie piszesz.
C.A.M.
Witaj!
UsuńDziękuję. Tak to katana.
Już niedługo...
HMMMMM....Rozczarowanie.....Czekanie przez całe 6 dni i.....
OdpowiedzUsuńGDZIE CIĄG DALSZY????
Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam...
UsuńCiąg dalszy nadal w budowie... Pojawi się w ciągu tygodnia..
Widzę, że jednak udało ci się ustawić szablon. Radzę jeszcze ustawić strony jako linki, a nie karty na górze. (:
OdpowiedzUsuńDzięki. Już to zrobiłam, jest lepiej. Z niebieskim od razu lepiej.
UsuńO co chodziło z tym naładowanym ptakiem? :)
OdpowiedzUsuńI kiedy, kiedy, kiedy będzie ciąg dalszy? ^^
Przepraszam, Cię. Naprawdę.
UsuńPiszę rozdział od tygodnia i nic sensownego mi nie wychodzi. Nie chcę wrzucać tego co napisałam, bo byłoby to porażką. Kompletną. Nie mogę się na niczym skupić. Przepraszam. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
Co do naładowanego ptaka... Chodziło o ptasią toaletę ;)