poniedziałek, 10 lutego 2014

Prolog, czyli jak moje moje życie legło w gruzach.







Prolog
Nie wiem, gdzie jestem. Założyli mi worek na głowę i związali ręce. Próbuję wymacać palcami coś ostrego, ale ktoś mocno kopie mnie w bok pozbawiając oddechu. Jestem przerażona, bo wiem o co im chodzi. Gdy dochodzę do siebie zaczynam szarpać się i krzyczeć, chociaż wiem, że nikt mnie nie usłyszy. Znowu obrywam, ale tym razem w głowę. Przewracam się na bok, ale tym razem się nie podnoszę. Wyczuwam pod palcami coś ostrego. Kaleczę sobie ręce próbując to podnieść. Rany od razu się zasklepiają. Nie pytajcie jak. Po prostu, mam tak od urodzenia. Dzięki temu jeszcze żyję. Moi rodzice i młodszy brat zginęli w wypadku rok temu. Ja przeżyłam. Nie miałam nawet zadrapania. Próbuję rozciąć więzy. Muszę robić to jak najciszej, bo inaczej usłyszą to ci, którzy są obok mnie. Już prawie udało mi się przeciąć więzy do końca, gdy słyszę, że ciężarówka (tak, zdążyłam się domyślić gdzie jestem) zatrzymuje się. Chwilę później udaje mi się oswobodzić. Wtedy drzwi ciężarówki otwierają się. Szybko zdejmuję worek z mojej głowy. Zanim moi porywacze zdążą się zorientować przykładam ostry przedmiot, który okazał się być połamaną butelką, do szyi najbliższego człowieka. Wszystkie pistolety natychmiast zostały wycelowane we mnie.
-Nie strzelać, chce tylko uzyskać odpowiedzi na parę pytań-mówię.
Wtedy wchodzi on. Greg. Brat mojego ojca, z którym mieszkam od roku. Czuje się tak jakbym dostała porządnego kopniaka w brzuch. Tylko nie on, on nie mógłby mi tego zrobić.
-Rebeka, uspokój się, to nie to, na co wygląda.
-To znaczy, że nie zdradziłeś mnie i nie porwałeś tylko po to, żeby wykorzystać moją zdolność regeneracji?
-Nie, to znaczy tak, ale ja zrobiłem to, żeby cię chronić.
-Chronić? A niby przed czym? Do tej pory żyłam sobie spokojnie, chodziłam do szkoły i nic się nie działo, a teraz zjawiają się oni zabierają mnie ze szkoły wiążą zakładają worek na głowę i w między czasie kopią. Powiedz mi jak to ma mnie chronić?-mówię mocniej przyciskając ostrą krawędź butelki do szyi mojego zakładnika.
-Beka, wypuść go, proszę. Wszystko ci wytłumaczę, ale najpierw go wypuść-błaga Greg.
-Jeżeli ja mam go wypuścić to powiedz swoim gorylom, żeby przestali do mnie celować-żądam.
Greg macha ręką, a jego obstawa opuszcza broń. Powoli odsuwam się od człowieka, który był moim zakładnikiem i wtedy słyszę strzał oraz czuje przeszywający ból w moim prawym udzie. Upadam na podłogę. To strzelał facet, któremu przed chwilą groziłam. Nim reszta ludzi Grega zdąża go obezwładnić oddaje jeszcze jeden strzał, tym razem trafia mnie w bok. Brat mojego ojca podbiega do mnie.
-W porządku?-pyta
-Tak jasne. Mam w sobie tylko dwie dodatkowe dziury, to jeszcze nie tragedia, prawda?-odpowiadam krzywiąc się z bólu.
Czuję się tak jakby ktoś rozrywał prawą połowę mojego ciała kawałek po kawałeczku. Ból jest nie do zniesienia. Mam ochotę wrzeszczeć na całe gardło.
-Apteczka, przynieście apteczkę!-woła do swoich podwładnych.
-Po co mi apteczka?-no, może normalnemu człowiekowi, by pomogła, ale w tej chwili nie myślę racjonalnie-Zostaw mnie muszę się skupić.
-Jesteś pewna, to poważne rany powinien je zobaczyć lekarz-powiedział Greg z troską w głosie.
-Jeżeli za chwilę się stąd nie wyniesiesz i nie dasz mi się skupić lekarz nie będzie miał tu nic do roboty-warczę.
To go chyba przekonuje, bo wychodzi z ciężarówki. Patrzę na swoją nogę. Muszę wyjąć kulę, bo gdy rana się zrośnie będzie potrzebny chirurg. Powoli wkładam rękę w ranę. Z trudem powstrzymuję krzyk, przygryzam wargę, żeby skupić się na innym źródle bólu. Wreszcie wyczuwam kule. Wyjmuję rękę z rany, razem z kulą. Ta, która trafiła mnie w bok przeszła na wylot. Teraz muszę już tylko się skupić, żeby powstrzymać krwawienie i zasklepić rany. Trwa to około piętnastu minut, ale potem jestem już cała i zdrowa. Muszę się zastanowić jak się stąd wydostać.
Przez chwilę rozważam opcję zostania i wysłuchania Grega, ale gdyby chciał mnie chronić nie porywałby mnie, a jego ludzie nie strzelaliby do mnie. Tak więc pozostaje mi tylko ucieczka.
Rozglądam się za jakąś bronią (tak na wszelki wypadek) i dostrzegam, że goryle mojego stryja rozbrajając człowieka, który mnie postrzelił, zostawili tu jego pistolet. Wyjmuję wszystkie naboje oprócz jednego. Tak wiem jestem powalona, ale uznałam, że jeżeli mam do kogoś strzelać niech los zadecyduje, czy trafię. Podchodzę do szafek na broń, które znajdują się w ciężarówce i wyjmuję z nich kilka noży, również na wszelki wypadek. Przechodzę do kabiny kierowcy. Rozglądam się dookoła, ale przez okna nikogo nie zauważam.
Po prawej widzę drogę, która kilkaset metrów dalej znika w lesie. Postanawiam pobiec w tamtą stronę. Mam tylko nadzieję, że nie zgubię się w lesie.
Powoli otwieram drzwi ciężarówki i rozglądam się dookoła. Nikogo nie zauważam więc wybiegam z auta, od razu kierując się w stronę drogi, prowadzącej do lasu. Gdy do przebycia pozostaje mi już tylko kilkadziesiąt metrów słyszę krzyki. To pewnie Greg wszedł do ciężarówki, żeby zobaczyć, dlaczego tak długo siedzę w środku. Oglądam się za siebie i widzę dwóch podwładnych Grega biegnących za mną. Przyspieszam. Mam nadzieję, że zanim zdążą dobiec do skraju lasu, ja zdążę oddalić się na tyle daleko, że nie będą w stanie dojrzeć mnie wśród drzew. Wtedy potykam się i upadam. Moja noga zaplątana jest w korzenie drzew. Widzę zbliżających się napastników. Próbuję oswobodzić nogę, bezskutecznie. Oni są coraz bliżej. Pięć metrów, cztery, trzy, dwa… Nagle jeden z nich pada martwy na ziemię. Z jego piersi wystaje strzała. Jego zdezorientowany wspólnik, rozgląda się dookoła. Zaraz potem dołącza do swojego poprzednika, padając na ziemię. I w tej właśnie chwili uświadamiam sobie jaką jestem idiotką. Przecież wzięłam broń. W chwili, gdy zamierzam sięgnąć po pistolet czuję lekkie ukłucie w karku.
Mija kilka sekund i moje pole widzenia zaczyna zasnuwać mgła. Zaraz potem pochłania mnie kompletna pustka.




Może trochę krótkie, ale cóż tak mi wyszło. Proszę o komentarze, pozdrawiam i mam nadzieję, że Wam się spodoba.

6 komentarzy:

  1. I z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy....

    OdpowiedzUsuń
  2. Co prawda zaczęłam od rozdziału 6, ale to właśnie on mnie zaciekawił :D Po przeczytaniu prologu jestem już pewna, że z niecierpliwością będę czekać na kolejne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że Ci się spodobało. Każdy czytelnik jest dla mnie ważny.
      Rozdział 7 już niedługo... Pewnie w sobotę lub niedzielę...

      Usuń
  3. Ostatnio obiecałam sobie: "Nie zaczynam czytać kolejnych blogów", ale zobaczyłam to cudo i nie mogłam się powstrzymać. Tyle napięcia, akcji, a to wszystko w jednym, krótkim prologu. Dziękuję, że piszesz.
    Pozdram. Martuś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Z tym cudem to bym nie przesadzała, ale bardzo mi miło ;).
      Pozdrawiam,
      Gabi.

      Usuń
  4. Wydaje się naprawdę ciekawe. Lecę do nastepnej! :)

    OdpowiedzUsuń