Prolog
Nie wiem, gdzie jestem. Założyli mi worek na głowę i
związali ręce. Próbuję wymacać palcami coś ostrego, ale ktoś mocno kopie mnie w
bok pozbawiając oddechu. Jestem przerażona, bo wiem o co im chodzi. Gdy
dochodzę do siebie zaczynam szarpać się i krzyczeć, chociaż wiem, że nikt mnie
nie usłyszy. Znowu obrywam, ale tym razem w głowę. Przewracam się na bok, ale
tym razem się nie podnoszę. Wyczuwam pod palcami coś ostrego. Kaleczę sobie
ręce próbując to podnieść. Rany od razu się zasklepiają. Nie pytajcie jak. Po
prostu, mam tak od urodzenia. Dzięki temu jeszcze żyję. Moi rodzice i młodszy
brat zginęli w wypadku rok temu. Ja przeżyłam. Nie miałam nawet zadrapania.
Próbuję rozciąć więzy. Muszę robić to jak najciszej, bo inaczej usłyszą to ci,
którzy są obok mnie. Już prawie udało mi się przeciąć więzy do końca, gdy
słyszę, że ciężarówka (tak, zdążyłam się domyślić gdzie jestem) zatrzymuje się.
Chwilę później udaje mi się oswobodzić. Wtedy drzwi ciężarówki otwierają się.
Szybko zdejmuję worek z mojej głowy. Zanim moi porywacze zdążą się zorientować
przykładam ostry przedmiot, który okazał się być połamaną butelką, do szyi
najbliższego człowieka. Wszystkie pistolety natychmiast zostały wycelowane we
mnie.
-Nie strzelać, chce tylko uzyskać odpowiedzi na parę
pytań-mówię.
Wtedy wchodzi on. Greg. Brat mojego ojca, z którym
mieszkam od roku. Czuje się tak jakbym dostała porządnego kopniaka w brzuch.
Tylko nie on, on nie mógłby mi tego zrobić.
-Rebeka, uspokój się, to nie to, na co wygląda.
-To znaczy, że nie zdradziłeś mnie i nie porwałeś
tylko po to, żeby wykorzystać moją zdolność regeneracji?
-Nie, to znaczy tak, ale ja zrobiłem to, żeby cię
chronić.
-Chronić? A niby przed czym? Do tej pory żyłam sobie
spokojnie, chodziłam do szkoły i nic się nie działo, a teraz zjawiają się oni
zabierają mnie ze szkoły wiążą zakładają worek na głowę i w między czasie
kopią. Powiedz mi jak to ma mnie chronić?-mówię mocniej przyciskając ostrą
krawędź butelki do szyi mojego zakładnika.
-Beka, wypuść go, proszę. Wszystko ci wytłumaczę, ale
najpierw go wypuść-błaga Greg.
-Jeżeli ja mam go wypuścić to powiedz swoim gorylom,
żeby przestali do mnie celować-żądam.
Greg macha ręką, a jego obstawa opuszcza broń. Powoli
odsuwam się od człowieka, który był moim zakładnikiem i wtedy słyszę strzał
oraz czuje przeszywający ból w moim prawym udzie. Upadam na podłogę. To
strzelał facet, któremu przed chwilą groziłam. Nim reszta ludzi Grega zdąża go
obezwładnić oddaje jeszcze jeden strzał, tym razem trafia mnie w bok. Brat
mojego ojca podbiega do mnie.
-W porządku?-pyta
-Tak jasne. Mam w sobie tylko dwie dodatkowe dziury,
to jeszcze nie tragedia, prawda?-odpowiadam krzywiąc się z bólu.
Czuję się tak jakby ktoś rozrywał prawą połowę mojego
ciała kawałek po kawałeczku. Ból jest nie do zniesienia. Mam ochotę wrzeszczeć
na całe gardło.
-Apteczka, przynieście apteczkę!-woła do swoich
podwładnych.
-Po co mi apteczka?-no, może normalnemu człowiekowi,
by pomogła, ale w tej chwili nie myślę racjonalnie-Zostaw mnie muszę się
skupić.
-Jesteś pewna, to poważne rany powinien je zobaczyć
lekarz-powiedział Greg z troską w głosie.
-Jeżeli za chwilę się stąd nie wyniesiesz i nie dasz
mi się skupić lekarz nie będzie miał tu nic do roboty-warczę.
To go chyba przekonuje, bo wychodzi z ciężarówki.
Patrzę na swoją nogę. Muszę wyjąć kulę, bo gdy rana się zrośnie będzie
potrzebny chirurg. Powoli wkładam rękę w ranę. Z trudem powstrzymuję krzyk,
przygryzam wargę, żeby skupić się na innym źródle bólu. Wreszcie wyczuwam kule.
Wyjmuję rękę z rany, razem z kulą. Ta, która trafiła mnie w bok przeszła na
wylot. Teraz muszę już tylko się skupić, żeby powstrzymać krwawienie i
zasklepić rany. Trwa to około piętnastu minut, ale potem jestem już cała i
zdrowa. Muszę się zastanowić jak się stąd wydostać.
Przez chwilę rozważam opcję zostania i wysłuchania
Grega, ale gdyby chciał mnie chronić nie porywałby mnie, a jego ludzie nie
strzelaliby do mnie. Tak więc pozostaje mi tylko ucieczka.
Rozglądam się za jakąś bronią (tak na wszelki wypadek)
i dostrzegam, że goryle mojego stryja rozbrajając człowieka, który mnie
postrzelił, zostawili tu jego pistolet. Wyjmuję wszystkie naboje oprócz
jednego. Tak wiem jestem powalona, ale uznałam, że jeżeli mam do kogoś strzelać
niech los zadecyduje, czy trafię. Podchodzę do szafek na broń, które znajdują
się w ciężarówce i wyjmuję z nich kilka noży, również na wszelki wypadek.
Przechodzę do kabiny kierowcy. Rozglądam się dookoła, ale przez okna nikogo nie
zauważam.
Po prawej widzę drogę, która kilkaset metrów dalej
znika w lesie. Postanawiam pobiec w tamtą stronę. Mam tylko nadzieję, że nie
zgubię się w lesie.
Powoli otwieram drzwi ciężarówki i rozglądam się
dookoła. Nikogo nie zauważam więc wybiegam z auta, od razu kierując się w
stronę drogi, prowadzącej do lasu. Gdy do przebycia pozostaje mi już tylko
kilkadziesiąt metrów słyszę krzyki. To pewnie Greg wszedł do ciężarówki, żeby
zobaczyć, dlaczego tak długo siedzę w środku. Oglądam się za siebie i widzę
dwóch podwładnych Grega biegnących za mną. Przyspieszam. Mam nadzieję, że zanim
zdążą dobiec do skraju lasu, ja zdążę oddalić się na tyle daleko, że nie będą w
stanie dojrzeć mnie wśród drzew. Wtedy potykam się i upadam. Moja noga
zaplątana jest w korzenie drzew. Widzę zbliżających się napastników. Próbuję
oswobodzić nogę, bezskutecznie. Oni są coraz bliżej. Pięć metrów, cztery, trzy,
dwa… Nagle jeden z nich pada martwy na ziemię. Z jego piersi wystaje strzała.
Jego zdezorientowany wspólnik, rozgląda się dookoła. Zaraz potem dołącza do
swojego poprzednika, padając na ziemię. I w tej właśnie chwili uświadamiam
sobie jaką jestem idiotką. Przecież wzięłam broń. W chwili, gdy zamierzam
sięgnąć po pistolet czuję lekkie ukłucie w karku.
Mija kilka sekund i moje pole widzenia zaczyna
zasnuwać mgła. Zaraz potem pochłania mnie kompletna pustka.
I z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy....
OdpowiedzUsuńCo prawda zaczęłam od rozdziału 6, ale to właśnie on mnie zaciekawił :D Po przeczytaniu prologu jestem już pewna, że z niecierpliwością będę czekać na kolejne
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że Ci się spodobało. Każdy czytelnik jest dla mnie ważny.
UsuńRozdział 7 już niedługo... Pewnie w sobotę lub niedzielę...
Ostatnio obiecałam sobie: "Nie zaczynam czytać kolejnych blogów", ale zobaczyłam to cudo i nie mogłam się powstrzymać. Tyle napięcia, akcji, a to wszystko w jednym, krótkim prologu. Dziękuję, że piszesz.
OdpowiedzUsuńPozdram. Martuś.
Dziękuję. Z tym cudem to bym nie przesadzała, ale bardzo mi miło ;).
UsuńPozdrawiam,
Gabi.
Wydaje się naprawdę ciekawe. Lecę do nastepnej! :)
OdpowiedzUsuń