wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozdział 5 cz. 1, czyli nic nie jest takie jakie mogłoby się wydawać.


Zadedykuję ten rozdział Monice. Wiesz za co ;) 


Rozdział 5

Idę przez ciemny korytarz. Mam przy sobie tylko lekko tlącą się pochodnię i wisiorek. Otwieram go i widzę zdjęcie jakiejś kobiety. Jest bardzo piękna i uśmiecha się do mnie ze zdjęcia. Słyszę za sobą odgłosy kroków. Ktoś biegnie.
-Rebeko! Chodź do mnie! Nie zrobię Ci krzywdy, jeżeli będziesz grzeczna...
Zaczynam uciekać. Staram się stąpać jak najciszej, ale wydaje mi się, że każdy mój krok rozbrzmiewa w ciemnościach jak wybuch bomby atomowej. Wydaje mi się, że biegnę przez nieprzeniknioną pustkę niesłychanie długo, aż w końcu daleko przed sobą spostrzegam delikatne, niknące światełko. W tej chwili jest to dla mnie oznaka nadziei. Próbuję przyspieszyć, ale nie mogę, nogi ciążą mi jak dwa pustaki. Kroki zbliżają się i słyszę, że jeszcze chwila i mój prześladowca mnie dogoni. Oddech goniącego rozbrzmiewa w korytarzu coraz bliżej mnie. Czuję palce zaciskające się na mojej szyi, a mój krzyk niknie we wszechobecnej pustce.



Z wrzaskiem ląduję na podłodze i podnoszę się do pozycji siedzącej. Zimny pot spływa po całym moim ciele. Krzywię się rozcierając zbite biodro. Zbieram się z podłogi i idę do łazienki ochłodzić twarz zimną wodą. Wracam do sypialni i spoglądam na zegarek. Pół godziny po północy.
 -No świetnie. Nie mogę przespać spokojnie nawet trzech godzin-mruczę do siebie pod nosem.
Aha, no bo chyba zapomniałam wspomnieć, że od roku nie śpię zbyt dobrze. Zwykle śni mi się ten sam sen co przed chwilą. Nie wiem co on ma oznaczać, ale zawsze budzę się w tym samym momencie. Nigdy nie udaje mi się uciec. Kładę się i próbuję zasnąć, ale nie wychodzi mi to. Wstaję i ubieram się, po czym wychodzę z domu i zamykam za sobą drzwi. Na szczęście mam choć trochę rozsądku i zabieram ze sobą latarkę, ponieważ na dworze nie ma latarni i nie widzę kompletnie nic. Spaceruję zastanawiając się dlaczego mnie to wszystko spotyka, gdy nagle czuję na ramieniu czyjąś dłoń. Odwracam się i z przerażeniem spostrzegam, że osobą, która położyła mi rękę na ramieniu jest nie kto inny, tylko Greg. Natychmiast przechwytuję jego uchwyt i sprowadzam go do parteru. Niestety Greg umie to samo, lub więcej niż ja, więc wywija się i staje za mną zaciskając ramie na mojej szyi. Kopię do tyłu, próbując się wyrwać, lecz on tylko wzmacnia chwyt.
 -Uspokój się. Chcę tylko porozmawiać-mówi.
 -Doprawdy-próbuję władować w mój głos maksymalną ilość jadu, po czym z całej siły zaciskam szczęki na jego ręce. Rozluźnia chwyt, a to jedyne czego mi teraz potrzeba. Wyswabadzam się z jego uścisku i podcinam, po czym przyciskam do ziemi.
 -Chciałeś coś powiedzieć?-pytam niewinnie.-To mów.
 -Beka, uspokój się-na dźwięk tego zdrobnienia czuję ukłucie w sercu. 
 -Jak mam się, według ciebie uspokoić?! No jak?! Nie tak dawno mój świat był rąbnięty, a teraz jest... jest... Nawet nie wiem jak to określić i to wszystko przez ciebie! No powiedz mi jak ja mam się uspokoić!?-wrzeszczę na niego-A teraz mów o co chodzi zanim zgniotę ci tą kłamliwą gębę-warczę.
 -Słonko, nie wiem co ci naopowiadał mój braciszek, ale to nieprawda. Myślisz, że gdybym był taki zły to zajmowałbym się tobą przez cały ten czas? Przecież już wcześniej zrobiłbym coś, żeby cię wykorzystać i skrzywdzić.
 -Przecież zrobiłeś. Już zapomniałeś, że mnie porwałeś, a Traviss mnie uratował?
 -Nie porwałem cię. Zresztą już ci to mówiłem, ale zanim zdążyłem wszystko wyjaśnić, ty uciekłaś-tłumaczy się.
 -Teraz masz okazję, żeby się wytłumaczyć i, jak na razie jej nie wykorzystujesz -powoli tracę cierpliwość. Nie rozumiem co on chce osiągnąć przez te tłumaczenia. Chyba nie myśli, że mu uwierzę, nawet dziecko nie jest tak naiwne, żeby uwierzyć w te jego bujdy.-No mów. Masz minutę.
 -Próbowałem cię chronić. Przed tobą. Nie wiesz do czego jesteś zdolna. Możesz skrzywdzić swoich bliskich. Wszystkich, których kochasz, albo chociaż znasz. Jesteś jak bomba zegarowa.
 -30 sekund-mówię znudzona.
 -Widzę, że muszę zdradzić ci w jaki sposób naprawdę zginęli twoi rodzice-w jego głosie pojawił się smutek.
 -Że co?
 -Pamiętasz co się zdarzyło tego dnia?
 -No, tak. Były imieniny jakiejś ciotki-mówię. Zdarzenia tamtego nieszczęsnego popołudnia są jakieś dziwnie zamazane.-Tata trochę wypił i mama prowadziła. Nagle... coś... wyskoczyło-zaczynam plątać się i uświadamiam sobie, że nie mam bladego pojęcia, co się wtedy stało.-Ja, nie pamiętam.
 -No widzisz Słońce, a to dlatego, że przetworzyłem te wspomnienia i kiedy byłaś przy mnie mogłem utrzymywać iluzję, ale, gdy teraz oddaliłaś się ode mnie, zaczynają powracać prawdziwe.
 -Zaczekaj chwilę, czy ty chcesz mi powiedzieć, że grzebałeś w mojej głowie?-pytam powoli przyciskając jego głowę do ziemi.
 -Nie to, że grzebałem, ale, niektóre wspomnienia są moim tworem. Daj mi skończyć-mówi.
 -To nie był zwykły wypadek. Potem opowiadałaś mi co się stało. Twój ojciec wcale nie był pijany. Chciał cię wysłać na jakieś badania, a ty się zdenerwowałaś. Gdy mi to mówiłaś, zaczęłaś krzyczeć i mówić bardzo zawile. Bełkotałaś coś o jakimś ogniu, czy świetle. Przypomnij sobie.
Wtedy obrazy zalewają moją głowę. Przypominam sobie ojca mówiącego, że przeniosą mnie do innego oddziału, że zabiorą mnie z normalnej szkoły. Widzę siebie. Jak zamykam oczy i zatykam uszy próbując zignorować jego wrzaski. Mama mówi, żeby się uspokoił, lecz on tylko odpycha ją od siebie i dalej krzyczy. Mój brat próbuje mnie obronić i przemówić tacie do rozsądku, ale wtedy on też obrywa. Próbuję coś mu powiedzieć,  ale on nie przestaje krzyczeć. Nagle zapada cisza. Teraz słyszę już tylko płacz. Mój płacz. Żałosne łkanie. Czas jakby się zatrzymał. Widzę twarz ojca wykrzywioną w wiecznym grymasie gniewu. Mama patrzy na tatę jak na potwora, zresztą mój braciszek również. Wtedy nagle jakieś światło wybucha wokół nas. Widzę świetlistą postać. Krzyczę. Postać przybliża się do mnie. Dotyka mojej twarzy i odchodzi. Świat rusza do przodu, a ja dotykam twarzy mojego ojca. Ten zaczyna krzyczeć. Już nie na mnie, ale z bólu. Jego twarz płonie. On cały zaczyna płonąć. próbuję coś zrobić. Przynajmniej się odsunąć. Niestety, samochód pali się pod moimi dłońmi, a ja nic nie czuję. Mama i James nie reagują. Krzyczę, żeby uciekali, ale, jakby mnie nie słyszą. Oni też płoną. Czuję, że nie powinnam się ruszać. Już im nie pomogę. Kulę się i pogrążam w cierpieniu. Chwilę później ogień pochłania wszystko, a ja słyszę wybuch.
Do moich oczu napływają łzy.
 -To ja ich zabiłam...-szepczę.-Ja.
 -Tak, niestety, tak. To nie twoja wina Słonko.
 -Zostaw mnie!-kopię go po twarzy.- I nigdy nie wracaj! Nadal nie wytłumaczyłeś, dlaczego mnie porwałeś i chyba już nie chcę tego słuchać!-Uderzam jeszcze raz, tym razem w żebra.
 -Beka, przestań! Proszę, to boli!-rzęży Greg.
 -Okłamałeś mnie! Myślisz, że to boli?! Nie wiesz co to ból! Nie wiesz nic, o prawdziwym bólu!-krzyczę i szlocham. Wielkie, słone łzy spływają po mojej twarzy.
 -Brutus, Jimi pomocy!-woła.
 -Co?! Wziąłeś ze sobą wsparcie?! Mogłam się tego spodziewać!
Spostrzegam dwóch barczystych mężczyzn idących w moją stronę. Reaguję błyskawicznie. Najpierw łapię rękę Grega i łamię mu ją, żeby nie podniósł się zbyt szybko. Potem wstaje i czekam, aż oni zaatakują. Jestem zaskoczona, że nie mają ze sobą pistoletów. Wyższy brunet stojący po lewej stronie wyprowadza pierwszy cios. Z łatwością i nonszalancją przechwytuję go i zakładam dźwignię, ale drugi facet wbija mi nóż w bok. Nieprawdopodobny ból przeszywa moje ciało. Puszczam mężczyznę, którego trzymam i odwracam się do drugiego. Tamten musi się pozbierać, więc mam trochę czasu. Słyszę krzyk Grega. Cierpi. I dobrze, myślę. Ten, do którego się odwróciłam wyciąga drugi nóż. Muszę uważać, bo jeden tkwi już w moim ciele. Uderzam go w nos, a potem kopię w czułe miejsce. On mimo bólu, próbuje dźgnąć mnie drugim ostrzem. Nie udaje mu się to, ponieważ odskakuję na bok. Drugi facet kopie mnie w zagłębienie pod kolanem, w  taki sposób, że przewracam się na zraniony bok, wbijając nóż jeszcze głębiej. Wrzask wyrywa mi się z ust. Próbuję się podnieść, lecz facet, którego walnęłam w nos, siada na mnie i zaczyna mnie dusić. Próbuję kopać, lecz powstrzymuje mnie drugi gość, który wbija we mnie następne ostrze (kurczę, co ja jestem poduszka na igły?). Krzyczę, lecz już po chwili dostaję w głowę.
 -Co tu się dzieje?!-jakiś głos.-Rebeka?!
 -Pomocy...-z moich ust wydobywa się cichy szept-Chase?
 -Wynoście się stąd!-słyszę uderzenia-I nie wracajcie!
Przewracam się na bok, żeby zobaczyć co się stało i z moich ust wydobywa się jęk. 
 -Mój Boże! Co oni Ci zrobili?!-mówi Chase pochylając się nade mną.
 -Nic... nic mi nie jest...
 -Aha, oczywiście. Właśnie widzę. Muszę Cię zabrać do lekarza.
Podnosi mnie, a ja próbuję powstrzymać krzyk. Gorszy od bólu fizycznego, jest ten psychiczny.  Łzy lecą mi po twarzy strumieniami. W głowie mam tylko jedno zdanie: "Zabiłam ich".
 -Zabiłam ich-szepczę-Zabiłam...
 -Cii. Spokojnie. Nikogo nie zabiłaś-mówi chłopak z troską i przytula mnie mocniej do swojej piersi. Zaczynam czuć spokój.
Potem zapada cisza. 
Słyszę tylko płacz. 
Żałosne łkanie.
Istnieją już tylko ciemność i pustka.

Przypominam, że 5 komentarzy = następny rozdział w tym tygodniu+uśmiech na mojej twarzy.

10 komentarzy:

  1. Na początku przepraszam za to opóźnienie...
    Wow, dedyk dla mnie- dziękuję ci bardzo serdecznie...
    Rozdział jest super. Dużo akcji i emocji, co jest bardzo na plus. Świetnie piszesz i mam nadzieję, że następny rozdział już niedługo ;)
    Pozdrawiam, całuje
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie szkodzi ;)
      Nie mogłam się powstrzymać, żeby Ci tego nie zadedykować ;)
      Akcja... Taaa, ostatnio dostałam komentarz, że jest jej za mało, więc proszę...
      Dziękuję, za ten komentarz, następny rozdział już prawie skończony, ale czekam na te 5 komentarzy (chcę być konsekwentna) ;)
      Również pozdrawiam Cię i całuję,
      Gabi

      Usuń
  2. Nie mogę się doczekać dalszego ciągu.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Strasznie wciąga!!! Nie mogę się doczekać dalszego ciągu! Błagam pisz dalej, bo masz do tego talent.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za bardzo pozytywny komentarz :)
      Bardzo się cieszę, że ktokolwiek czyta mojego bloga...
      Następny rozdział pojawi się już wkrótce ;)

      Usuń
  4. Długo myślałam czy poddać sie szantażowi...
    Ale po pierwsze czekam na ciąg dalszy, a po drugie ciekawa jestem czy pokażesz nam swój obiecany uśmiech ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz...
      Ciąg dalszy postaram się zamieścić w ciągu najbliższych dwóch dni...

      Usuń
  5. Cudowna opowieść.
    Mam nadzieję, że będziesz pisać dalej i nie znudzi Ci się ta pasja jak niektórym...
    Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za ten wspaniały komentarz ;)
      Zamierzam pisać i pisać, aż zanudzę Was wszystkich na śmierć :P
      Ciąg dalszy jest w trakcie tworzenia. Pojawi się dziś lub jutro...

      Usuń