Zadedykuję
ten rozdział Monice. Wiesz za co ;)
Rozdział 5
Idę przez ciemny korytarz. Mam przy sobie tylko lekko
tlącą się pochodnię i wisiorek. Otwieram go i widzę zdjęcie jakiejś kobiety.
Jest bardzo piękna i uśmiecha się do mnie ze zdjęcia. Słyszę za sobą odgłosy
kroków. Ktoś biegnie.
-Rebeko! Chodź do mnie! Nie zrobię Ci krzywdy, jeżeli
będziesz grzeczna...
Zaczynam uciekać. Staram się stąpać jak najciszej, ale
wydaje mi się, że każdy mój krok rozbrzmiewa w ciemnościach jak wybuch bomby
atomowej. Wydaje mi się, że biegnę przez nieprzeniknioną pustkę niesłychanie
długo, aż w końcu daleko przed sobą spostrzegam delikatne, niknące światełko. W
tej chwili jest to dla mnie oznaka nadziei. Próbuję przyspieszyć, ale nie mogę,
nogi ciążą mi jak dwa pustaki. Kroki zbliżają się i słyszę, że jeszcze chwila i
mój prześladowca mnie dogoni. Oddech goniącego rozbrzmiewa w korytarzu coraz
bliżej mnie. Czuję palce zaciskające się na mojej szyi, a mój krzyk niknie we
wszechobecnej pustce.
Z wrzaskiem ląduję na podłodze i podnoszę się do pozycji siedzącej. Zimny pot spływa po całym moim ciele. Krzywię się rozcierając zbite biodro. Zbieram się z podłogi i idę do łazienki ochłodzić twarz zimną wodą. Wracam do sypialni i spoglądam na zegarek. Pół godziny po północy.
-No
świetnie. Nie mogę przespać spokojnie nawet trzech godzin-mruczę do siebie pod
nosem.
Aha, no bo
chyba zapomniałam wspomnieć, że od roku nie śpię zbyt dobrze. Zwykle śni mi się
ten sam sen co przed chwilą. Nie wiem co on ma oznaczać, ale zawsze budzę się w
tym samym momencie. Nigdy nie udaje mi się uciec. Kładę się i próbuję zasnąć,
ale nie wychodzi mi to. Wstaję i ubieram się, po czym wychodzę z domu i zamykam
za sobą drzwi. Na szczęście mam choć trochę rozsądku i zabieram ze sobą
latarkę, ponieważ na dworze nie ma latarni i nie widzę kompletnie nic.
Spaceruję zastanawiając się dlaczego mnie to wszystko spotyka, gdy nagle czuję na ramieniu czyjąś dłoń. Odwracam się i z przerażeniem spostrzegam, że
osobą, która położyła mi rękę na ramieniu jest nie kto inny, tylko Greg.
Natychmiast przechwytuję jego uchwyt i sprowadzam go do parteru. Niestety Greg
umie to samo, lub więcej niż ja, więc wywija się i staje za mną zaciskając
ramie na mojej szyi. Kopię do tyłu, próbując się wyrwać, lecz on tylko wzmacnia
chwyt.
-Uspokój
się. Chcę tylko porozmawiać-mówi.
-Doprawdy-próbuję
władować w mój głos maksymalną ilość jadu, po czym z całej siły zaciskam
szczęki na jego ręce. Rozluźnia chwyt, a to jedyne czego mi teraz potrzeba.
Wyswabadzam się z jego uścisku i podcinam, po czym przyciskam do ziemi.
-Chciałeś
coś powiedzieć?-pytam niewinnie.-To mów.
-Beka,
uspokój się-na dźwięk tego zdrobnienia czuję ukłucie w sercu.
-Jak
mam się, według ciebie uspokoić?! No jak?! Nie tak dawno mój świat był
rąbnięty, a teraz jest... jest... Nawet nie wiem jak to określić i to wszystko
przez ciebie! No powiedz mi jak ja mam się uspokoić!?-wrzeszczę na niego-A
teraz mów o co chodzi zanim zgniotę ci tą kłamliwą gębę-warczę.
-Słonko,
nie wiem co ci naopowiadał mój braciszek, ale to nieprawda. Myślisz, że gdybym
był taki zły to zajmowałbym się tobą przez cały ten czas? Przecież już
wcześniej zrobiłbym coś, żeby cię wykorzystać i skrzywdzić.
-Przecież
zrobiłeś. Już zapomniałeś, że mnie porwałeś, a Traviss mnie uratował?
-Nie
porwałem cię. Zresztą już ci to mówiłem, ale zanim zdążyłem wszystko wyjaśnić,
ty uciekłaś-tłumaczy się.
-Teraz
masz okazję, żeby się wytłumaczyć i, jak na razie jej nie wykorzystujesz
-powoli tracę cierpliwość. Nie rozumiem co on chce osiągnąć przez te tłumaczenia.
Chyba nie myśli, że mu uwierzę, nawet dziecko nie jest tak naiwne, żeby
uwierzyć w te jego bujdy.-No mów. Masz minutę.
-Próbowałem
cię chronić. Przed tobą. Nie wiesz do czego jesteś zdolna. Możesz skrzywdzić
swoich bliskich. Wszystkich, których kochasz, albo chociaż znasz. Jesteś jak
bomba zegarowa.
-30
sekund-mówię znudzona.
-Widzę,
że muszę zdradzić ci w jaki sposób naprawdę zginęli twoi rodzice-w jego głosie
pojawił się smutek.
-Że
co?
-Pamiętasz
co się zdarzyło tego dnia?
-No,
tak. Były imieniny jakiejś ciotki-mówię. Zdarzenia tamtego nieszczęsnego
popołudnia są jakieś dziwnie zamazane.-Tata trochę wypił i mama prowadziła.
Nagle... coś... wyskoczyło-zaczynam plątać się i uświadamiam sobie, że nie mam
bladego pojęcia, co się wtedy stało.-Ja, nie pamiętam.
-No
widzisz Słońce, a to dlatego, że przetworzyłem te wspomnienia i kiedy byłaś
przy mnie mogłem utrzymywać iluzję, ale, gdy teraz oddaliłaś się ode mnie,
zaczynają powracać prawdziwe.
-Zaczekaj
chwilę, czy ty chcesz mi powiedzieć, że grzebałeś w mojej głowie?-pytam powoli
przyciskając jego głowę do ziemi.
-Nie
to, że grzebałem, ale, niektóre wspomnienia są moim tworem. Daj mi
skończyć-mówi.
-To
nie był zwykły wypadek. Potem opowiadałaś mi co się stało. Twój ojciec wcale
nie był pijany. Chciał cię wysłać na jakieś badania, a ty się zdenerwowałaś.
Gdy mi to mówiłaś, zaczęłaś krzyczeć i mówić bardzo zawile. Bełkotałaś coś o
jakimś ogniu, czy świetle. Przypomnij sobie.
Wtedy obrazy
zalewają moją głowę. Przypominam sobie ojca mówiącego, że przeniosą mnie do
innego oddziału, że zabiorą mnie z normalnej szkoły. Widzę siebie. Jak zamykam
oczy i zatykam uszy próbując zignorować jego wrzaski. Mama mówi, żeby się
uspokoił, lecz on tylko odpycha ją od siebie i dalej krzyczy. Mój brat próbuje
mnie obronić i przemówić tacie do rozsądku, ale wtedy on też obrywa. Próbuję
coś mu powiedzieć, ale on nie przestaje krzyczeć. Nagle zapada cisza.
Teraz słyszę już tylko płacz. Mój płacz. Żałosne łkanie. Czas jakby się
zatrzymał. Widzę twarz ojca wykrzywioną w wiecznym grymasie gniewu. Mama patrzy
na tatę jak na potwora, zresztą mój braciszek również. Wtedy nagle jakieś
światło wybucha wokół nas. Widzę świetlistą postać. Krzyczę. Postać przybliża
się do mnie. Dotyka mojej twarzy i odchodzi. Świat rusza do przodu, a ja
dotykam twarzy mojego ojca. Ten zaczyna krzyczeć. Już nie na mnie, ale z bólu.
Jego twarz płonie. On cały zaczyna płonąć. próbuję coś zrobić. Przynajmniej się
odsunąć. Niestety, samochód pali się pod moimi dłońmi, a ja nic nie czuję. Mama
i James nie reagują. Krzyczę, żeby uciekali, ale, jakby mnie nie słyszą. Oni
też płoną. Czuję, że nie powinnam się ruszać. Już im nie pomogę. Kulę się i
pogrążam w cierpieniu. Chwilę później ogień pochłania wszystko, a ja słyszę
wybuch.
Do moich
oczu napływają łzy.
-To ja
ich zabiłam...-szepczę.-Ja.
-Tak,
niestety, tak. To nie twoja wina Słonko.
-Zostaw
mnie!-kopię go po twarzy.- I nigdy nie wracaj! Nadal nie wytłumaczyłeś,
dlaczego mnie porwałeś i chyba już nie chcę tego słuchać!-Uderzam jeszcze raz,
tym razem w żebra.
-Beka,
przestań! Proszę, to boli!-rzęży Greg.
-Okłamałeś
mnie! Myślisz, że to boli?! Nie wiesz co to ból! Nie wiesz nic, o prawdziwym
bólu!-krzyczę i szlocham. Wielkie, słone łzy spływają po mojej twarzy.
-Brutus,
Jimi pomocy!-woła.
-Co?!
Wziąłeś ze sobą wsparcie?! Mogłam się tego spodziewać!
Spostrzegam
dwóch barczystych mężczyzn idących w moją stronę. Reaguję błyskawicznie.
Najpierw łapię rękę Grega i łamię mu ją, żeby nie podniósł się zbyt szybko.
Potem wstaje i czekam, aż oni zaatakują. Jestem zaskoczona, że nie mają ze sobą
pistoletów. Wyższy brunet stojący po lewej stronie wyprowadza pierwszy cios. Z
łatwością i nonszalancją przechwytuję go i zakładam dźwignię, ale drugi facet
wbija mi nóż w bok. Nieprawdopodobny ból przeszywa moje ciało. Puszczam
mężczyznę, którego trzymam i odwracam się do drugiego. Tamten musi się
pozbierać, więc mam trochę czasu. Słyszę krzyk Grega. Cierpi. I dobrze, myślę.
Ten, do którego się odwróciłam wyciąga drugi nóż. Muszę uważać, bo jeden tkwi
już w moim ciele. Uderzam go w nos, a potem kopię w czułe miejsce. On mimo
bólu, próbuje dźgnąć mnie drugim ostrzem. Nie udaje mu się to, ponieważ
odskakuję na bok. Drugi facet kopie mnie w zagłębienie pod kolanem, w
taki sposób, że przewracam się na zraniony bok, wbijając nóż jeszcze głębiej.
Wrzask wyrywa mi się z ust. Próbuję się podnieść, lecz facet, którego walnęłam
w nos, siada na mnie i zaczyna mnie dusić. Próbuję kopać, lecz powstrzymuje
mnie drugi gość, który wbija we mnie następne ostrze (kurczę, co ja jestem
poduszka na igły?). Krzyczę, lecz już po chwili dostaję w głowę.
-Co tu
się dzieje?!-jakiś głos.-Rebeka?!
-Pomocy...-z
moich ust wydobywa się cichy szept-Chase?
-Wynoście
się stąd!-słyszę uderzenia-I nie wracajcie!
Przewracam
się na bok, żeby zobaczyć co się stało i z moich ust wydobywa się jęk.
-Mój
Boże! Co oni Ci zrobili?!-mówi Chase pochylając się nade mną.
-Nic...
nic mi nie jest...
-Aha,
oczywiście. Właśnie widzę. Muszę Cię zabrać do lekarza.
Podnosi
mnie, a ja próbuję powstrzymać krzyk. Gorszy od bólu fizycznego, jest ten
psychiczny. Łzy lecą mi po twarzy strumieniami. W głowie mam tylko jedno
zdanie: "Zabiłam ich".
-Zabiłam
ich-szepczę-Zabiłam...
-Cii.
Spokojnie. Nikogo nie zabiłaś-mówi chłopak z troską i przytula mnie mocniej do
swojej piersi. Zaczynam czuć spokój.
Potem zapada
cisza.
Słyszę tylko
płacz.
Żałosne
łkanie.
Istnieją już
tylko ciemność i pustka.
Przypominam, że 5 komentarzy = następny rozdział w tym tygodniu+uśmiech na mojej twarzy.
Na początku przepraszam za to opóźnienie...
OdpowiedzUsuńWow, dedyk dla mnie- dziękuję ci bardzo serdecznie...
Rozdział jest super. Dużo akcji i emocji, co jest bardzo na plus. Świetnie piszesz i mam nadzieję, że następny rozdział już niedługo ;)
Pozdrawiam, całuje
M.
Nic nie szkodzi ;)
UsuńNie mogłam się powstrzymać, żeby Ci tego nie zadedykować ;)
Akcja... Taaa, ostatnio dostałam komentarz, że jest jej za mało, więc proszę...
Dziękuję, za ten komentarz, następny rozdział już prawie skończony, ale czekam na te 5 komentarzy (chcę być konsekwentna) ;)
Również pozdrawiam Cię i całuję,
Gabi
Nie mogę się doczekać dalszego ciągu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Już wkrótce... ;)
UsuńPozdrawiam,
Gabi.
Strasznie wciąga!!! Nie mogę się doczekać dalszego ciągu! Błagam pisz dalej, bo masz do tego talent.
OdpowiedzUsuńDziękuję za bardzo pozytywny komentarz :)
UsuńBardzo się cieszę, że ktokolwiek czyta mojego bloga...
Następny rozdział pojawi się już wkrótce ;)
Długo myślałam czy poddać sie szantażowi...
OdpowiedzUsuńAle po pierwsze czekam na ciąg dalszy, a po drugie ciekawa jestem czy pokażesz nam swój obiecany uśmiech ;))
Dziękuję za komentarz...
UsuńCiąg dalszy postaram się zamieścić w ciągu najbliższych dwóch dni...
Cudowna opowieść.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będziesz pisać dalej i nie znudzi Ci się ta pasja jak niektórym...
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. ;)
Bardzo dziękuję za ten wspaniały komentarz ;)
UsuńZamierzam pisać i pisać, aż zanudzę Was wszystkich na śmierć :P
Ciąg dalszy jest w trakcie tworzenia. Pojawi się dziś lub jutro...